Maria Magdalena

Co możemy o Marii Magdalenie powiedzieć na pewno?

Szymon Hołownia

ŚWIĘTA MARIA MAGDALENA

Maria Magdalena nie była prostytutką. Maria Magdalena nie była prostytutką. Maria Magdalena nie była prostytutką! Nie wiem, ile razy jeszcze trzeba by powtórzyć to stwierdzenie, by wbiło się na dobre w głowy średnio zorientowanych w historii Kościoła osób. Nie była, i już! Ona była zupełnie inną Marią – tą kobietą, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów (czy chodziło o egzorcyzm, czy o uzdrowienie z jakiejś innej formy dręczenia, na przykład choroby, nie wiemy). Pani, która ze szlochem dopadła do nóg Mesjasza, by Mu je obmyć włosami, to zupełnie inna postać i historia.

Maria Magdalena

Jak to się więc stało, że Maria Magdalena stała się erotyczną gwiazdą Nowego Testamentu, w której alkowianej przeszłości katolicy babrali się z obrzydzeniem (i rozkoszą), a gnostycy i inni fani debilizmów w stylu Dana Browna przypisywali skrywany związek z Jezusem? Katolikom strasznie tu namieszał w głowach papież święty Grzegorz Wielki, który pod koniec VI wieku w jednej z homilii dał się ponieść rumakowi fantazji i obraz wylewania na stopy Jezusa pachnącego olejku i ocierania ich włosami przez pokutującą grzeszną kobietę skojarzył z perfumowaniem się w celu uwodzenia (wcześniej w literaturze spotykano też pogłoski związane z włosami, takie mianowicie że Magdalena miała być producentką służących do jeszcze skuteczniejszego wabienia sztucznych warkoczy i peruk). To z kolei nawiązywało do duchów nieczystych (choć przecież nie wszystkie pokusy cielesne pochodzą od złych duchów, niektóre produkuje nasze własne ciało), a to wreszcie do Marii Magdaleny. Koncept pokutującej „Wenus we włosiennicy” tak się publiczności spodobał, że zaczęto Marię Magdalenę łączyć również z innymi Mariami. Jakub de Voragine, autor hagiograficznego bestselleru z czasów średniowiecza – Złotej legendy, stwierdził na przykład, że Maria Magdalena to nie tylko jawnogrzesznica od olejków, ale i ta sama Maria, która była siostrą Marty i Łazarza i siedziała u stóp Jezusa, podczas gdy Marta smażyła frytki na obiad. Wiele legend utożsamiało też biedną Magdalenę z opisywaną w innym miejscu tego zbiorku Marią z Egiptu, o której podania mówią, iż rzeczywiście interesowała się BARDZO nielegalnym używaniem narządów płciowych, ale później przerzuciła się na zaspokajanie głodu duszy i pokutowała srodze na pustyni (stąd i ona, i Magdalena na ikonach i obrazach są czasami pokazywane jako nagie kobiety z długimi włosami, które zakrywają to wszystko, czego pokazać nie wypada).

Gnostycy z kolei, fani Ewangelii według Filipa (w którym to tekście Jezus często całował się z Marią Magdaleną, wzbudzając zazdrość innych uczniów) oraz innych apokryficznych baju-baj, użyli jej postaci niczym pakuł do uszczelnienia niektórych ze swoich absurdalnych tez. Tu naprawdę nie ma żadnych skrywanych przez Kościół sekretów, żadnej czającej się w starych rękopisach magii. Jest działająca zasadniczo od II do V wieku sekta, która była intelektualną prababcią scjentologów. Jej wyznawcy wierzyli w dobry pierwiastek i zły pierwiastek, w Boga i anty-Boga. Dobry pierwiastek dał się uwięzić w złym i przeżyć mają szansę tylko ci, którzy będą tego świadomi i ów dobry pierwiastek ze złych siebie uwolnią. Gnostyckie teksty wspominają Marię podobno dość często, ale nie wiadomo, czy zawsze chodzi o Marię Magdalenę czy o jakąś inną panią noszącą to popularne imię. Miałaby ona odgrywać w nich rolę swoistej mistrzyni samoświadomości czy wręcz właśnie Świętego Graala, w którym Mistrz złożył nasienie swojej odwiecznej mądrości. I takie tam inne bajdurzenia.

Co możemy o Marii Magdalenie powiedzieć na pewno? Że pochodziła z Magdali, miejscowości na zachodnim brzegu Jeziora Galilejskiego, której mieszkańcy zajmowali się soleniem ryb. Że prawdopodobnie była kobietą samotną, być może całkiem przy forsie. Że w podzięce za wyzwolenie od duchowych (a może i fizycznych udręk) przyłączyła się do Jezusowego fraucymeru, sztabu pań, które chodziły za Mistrzem i pewnie w znacznej mierze ogarniały logistykę całego przedsięwzięcia oraz je finansowały. To ona była jedną z tych, które stały pod krzyżem. To ona wreszcie, jako jedna z trzech kobiet, które po szabacie ruszyły do grobu Jezusa, żeby zgodnie z tradycją namaścić Jego ciało pachnącymi substancjami (stąd ich piękny grecki przydomek Mirofory – niosące wonności), pierwsza miała zorientować się, że Jezus zmartwychwstał, i popędziła opowiedzieć o tym reszcie uczniów.

Podczas gdy my w zachodnim chrześcijaństwie babraliśmy się w rzekomej prostytucji Marii z Magdali, wschodnie chrześcijaństwo  – na co słusznie zwraca uwagę Amy Welborn w swojej o niej książce – przechowało dużo głębszy i bliższy prawdzie jej wizerunek. Nazywanej Apostołką Apostołów, bo przecież to ona zaniosła Dobrą Nowinę najbliższym uczniom Jezusa, którzy siedzieli pogrążeni w depresji i strachu – a mieli go pełne spodnie. W Ewangeliach jest pięć różnych opisów wizyty Marii Magdaleny przy grobie, każdy z Ewangelistów (w tym Jan dwa razy) opisywał jej zderzenie z największą Tajemnicą świata z innego kąta, zwracając uwagę na inne detale. Są jednak i tacy (święty Andrzej z Krety), którzy twierdzą, że to nie wersje tego samego zdarzenia, a każde kolejne zetknięcie Magdy z tajemnicą zmartwychwstania i stopniowe otwieranie się jej oczu na to, co się stało.

Najbardziej konkretnie pisze o tym święty Marek (nic dziwnego, to najbardziej rzeczowy ewangelista): Jezus objawił się Magdalenie jako pierwszej, w sobotni poranek, ona poszła opowiedzieć o tym uczniom, a oni nie uwierzyli (pewnie uznali, że od rozpaczy kobiecina zwariowała). Jest piękny moment w Ewangelii świętego Jana, kiedy Maria Magdalena, widząc pusty grób, dostrzega też stojącego przy nim człowieka i myśli, że to ogrodnik, który w ramach porządków eksmitował gdzieś zmarłego psującego mu architekturę zieleni. Prosi go, żeby powiedział jej, dokąd zabrał ciało Mistrza. Wtedy Jezus mówi do niej po imieniu, a ona – gdy to słyszy – musi czuć dokładnie to, co poczuje każdy, gdy chwilę po śmierci usłyszy swoje imię wypowiadane przez swojego najbardziej rodzonego brata, Jezusa. Jezus mówi wtedy do Marii, by Go nie zatrzymywała, ma bowiem do załatwienia jeszcze swoje boskie sprawy, jeszcze nie pokazał się uczniom jako żyjąca już w chwale Głowa nowego Kościoła. Nie ma jednak raczej wątpliwości, że Maria przed Jego Wniebowstąpieniem zobaczyła Go co najmniej raz jeszcze. Że była na Górze Oliwnej, gdy wstępował do nieba, że na nią również w Wieczerniku zstąpił Duch Święty.

Subiektywny wybór fragmentów tej książki
na naszych stronach:

Legend o tym, co działo się później, znów jest co nie miara. Zachód skłaniał się ku opcji, że wzięła łódkę i popłynęła z Dobrą Nowiną do Francji. Wschód – że po pobycie w Rzymie i krótkiej wizycie w Marsylii osiadła wraz z Matką Jezusa i świętym Janem w Efezie, gdzie zmarła (ta wersja ma najwięcej sensu). Zostały nam po niej rozsiane po świecie relikwie oraz zwyczaj malowania wielkanocnych jajek. Jedna z wschodnich legend głosi, że podczas pobytu w Rzymie Magdalena stanęła przed cesarzem Tyberiuszem, któremu opowiedziała o zmartwychwstaniu, a on ryknął  śmiechem, replikując niezbyt błyskotliwie, że dla człowieka zmartwychwstanie jest równie łatwe jak dla tego jajka (wskazał jajko) stanie się czerwonym. Co rzecz jasna natychmiast nastąpiło, a Maria na ikonach jest odtąd przedstawiana albo z flakonikiem wonności, albo właśnie z jajkiem (mamy też prostszą wersję tej legendy: Maria stanęła po prostu przed Tyberiuszem jak my dziś przy świątecznym stole, z krótkim komunikatem: „Chrystus Zmartwychwstał!”, a jajo trzymane przez nią w ręku momentalnie zabarwiło się na czerwono; święta dodatkowo miała też uzdrowić córkę Tyberiusza ze ślepoty).

Cokolwiek więcej chciałoby się powiedzieć na temat Marii, byłoby fantazjowaniem. A tym za dużo krzywdy wyrządzono już przez wieki kobiecie, która nie dość, że odważyła się pójść za Tym, komu uwierzyła, to spotkał ją zaszczyt największy z możliwych: przez nie wiadomo, jak długo, może minuty, może godziny, Maria Magdalena była jedynym (oprócz Matki Bożej – zaznaczają w każdym możliwym miejscu nasi wschodni bracia) człowiekiem na ziemi, który wiedział coś, czego nie wiedział nikt inny. Podczas gdy wszyscy siedzieli po ciemku, ona jedna dostała od Boga do rąk własnych nie tyle światło, ile ogień. I zanim podzieliła się nim z innymi, była to tajemnica jej i Boga.

Maria Magdalena
Fragment pochodzi z książki:

Szymon Hołownia
Święci codziennego użytku

wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2015

Podobnie jak Maria Magdalena, masz w rękach coś wyjątkowego. Bo nikt na świecie nie ma takiej jak ty relacji z Kimś, kto cię stworzył, tylko ty wiesz o Nim coś, czego nie wie nikt inny, co tylko tobie zostało powiedziane w chwili, gdy utkano cię z czystej miłości. Tylko jeśli w to uwierzysz, ogień będzie mógł przenieść się dalej. Bez ciebie nasza układanka nigdy nie będzie kompletna. Moja wiara bez twojej niedomaga, bo nie dowiem się tego, co Bóg objawił o sobie tylko tobie.

Pisałem już gdzieś na ten temat, ale przy Marii Magdalenie warto to chyba powiedzieć raz jeszcze: to może być świetna patronka ucząca mężczyzn, jak patrzeć na kobiety, a kobiety – jak traktować mężczyzn. Czy Jezusa i Marię łączyła miłość? Nie ma żadnych danych, które mogłyby taką tezę potwierdzić, ani takich, które mogłyby ją wykluczyć. Jeśli tak – była to jednak taka miłość, która nie domaga się posiadania drugiej osoby na własność. Taka, jaka czeka nas w niebie, gdzie będziemy w stanie jednocześnie kochać kogoś, wszystkich, nie tracić przy tym ani grama swojej własnej wolności ani nikomu jej nie zabierać. Miłość, która nie spala tlenu z atmosfery, ale go w obfi tości dostarcza. Marzenie.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama