Zapraszamy na drugą adwentową rozmowę z cyklu "PRZEDŚWIĄTECZNY ZESTAW ZIÓŁEK, czyli rozmowy o Wcieleniu"
Trzeba sobie uświadomić, że o wiele bardziej wolimy śpiewać rzewne kolędy o ubóstwie i niedoli Pana Jezusa niż rzeczywiście dzielić Jego los.
Anna Bajon.: Mówiliśmy wczoraj o dziecku nieplanowanym, ale - planowane czy nie - dziecko często kompletnie nie przystaje do wyobrażeń rodziców... Pan Jezus też nie był taki, jakiego oczekiwano...
Wojciech Ziółek: Nie był. I do końca pozostał konsekwentny w tym „nie-byciu”. Był zupełnie innym Mesjaszem od tego, którego się spodziewano. Od początku do końca był dzieckiem nieplanowanym, trudnym i zbuntowanym. Po pierwsze, na pewno nie spodziewano się Go w takich okolicznościach. Po drugie, zadawał rodzicom ból bo łaził, gdzie mu nie kazali i przez to się zgubił. A po trzecie, i to też było dla nich bardzo bolesne, już w wieku 12 lat zrobił to, co jest obowiązkiem każdego człowieka, który chce być dorosły, czyli odciął pępowinę.
Do końca był nie taki, jakiego się spodziewano: zadawał się z niewłaściwymi ludźmi, obracał się w złym towarzystwie i był nieposłuszny rodzicom. Właściwie to powinien był się Nim zająć kurator... i w pewnym sensie się zajmował. Sanhedryn zadbał o to, żeby się Nim zajął swego rodzaju kurator, tyle tylko, że resocjalizacja się nie powiodła...
źródło: Anna Bajon
AB: Kiedy przyprowadzają Mu cudzołożnicę do ukamienowania, nie potępia jej i nie dopuszcza do jej skrzywdzenia, kiedy faryzeusze spodziewają się pochwały za swoją porządność i „bezgrzeszność” są ganieni. Czemu Mesjasz był tak zaskakujący?
WZ: Bo Pana Jezusa - tak jak Steve'a Jobsa — interesowały potrzeby i pytania konsumentów, a nie producentów, prostych ludzi a nie ich nauczycieli czy przewodników. Zadawał się z najbardziej potrzebującymi po to, by znać ich najgłębsze potrzeby i umieć na nie odpowiedzieć. Ostatni Sobór określił to krótko: „człowiek jest drogą Kościoła”. To zdanie to konsekwencja Wcielenia. Bóg stał się człowiekiem i dlatego człowiek jest drogą Kościoła.
AB: Pan Jezus przyszedł do tych, którzy się źle mają, a nam się wydaje, że do katolików
WZ: Wydaje się nam, że przyszedł do katolików, a poza tym, wydaje się nam, że aby do nas w ogóle przyszedł to musimy się mieć dobrze, a nie źle. Przyjdzie jak będziemy gotowi.
Ale to nie jest tak. Zazwyczaj deklarujemy, że czekamy na Pana Jezusa, kiedy jest nam bardzo źle (czekamy wtedy, jak to się mówi, „jak na zbawienie”), albo wtedy, gdy tęsknimy za błogą bliskością z Nim. Ale bywa i tak, że wcale Go nie oczekujemy, bo jesteśmy czymś strasznie zajęci i nie mamy czasu na nic innego, a przynajmniej tak się nam wydaje. Jesteśmy wtedy zupełnie nieprzygotowani. Kiedy jednak coś „spada z nieba”, kiedy wydarza się coś zupełnie niespodziewanego, co wywraca moje życie do góry nogami (miłego lub niemiłego), to okazuje się, że ważniejsza niż deklarowane słowami oczekiwanie i błoga tęsknota jest gotowość na przyjęcie tego Niespodziewanego.
źródło: TVP
Niedawno TVP powtarzała „Igraszki z diabłem”. Dla mnie ten spektakl to chrześcijaństwo w pigułce, a Marcin Kabat to wzór jezuity. Nie chodzi przecież o to, żeby — jak tamten pustelnik — trzydzieści lat umartwiać się i przygotowywać na jakieś niesamowite spotkanie z Panem Bogiem, ale kiedy On przychodzi w potrzebującym człowieku, to się od niego odwrócić, odmówić pomocy i z wyniosłością, na którą stać tylko doskonałych wypomnieć mu jego grzechy. Chodzi o to, by — mając świadomość własnych grzechów - umieć się zatroszczyć o Pana Boga właśnie w tym konkretnym, nieraz mocno pogubionym człowieku. Ważniejsza niż teoretyczne oczekiwanie jest gotowość serca na przyjęcie tego, co życie niesie ze sobą. Inaczej możemy se czekać do pewnego rodzaju śmierci a i tak rozminiemy się z Mesjaszem.
o. Wojciech Ziółek SJ, Anna Bajon
opr. ab/ab