DOBRA NOWINA, czyli... wszystko będzie dobrze!

Zapraszamy na siódmą adwentową rozmowę z cyklu "PRZEDŚWIĄTECZNY ZESTAW ZIÓŁEK, czyli rozmowy o Wcieleniu"


PRZEDŚWIĄTECZNY
ZESTAW ZIÓŁEK,
czyli rozmowy o Wcieleniu

copyright: OPOKA 2012


DOBRA NOWINA, czyli... wszystko będzie dobrze!
Lista
OTWARTE SERCA,
czyli Pan Jezus jak nieplanowane dziecko
IGRASZKI Z DIABŁEM,
czyli o tym, co w chrześcijaństwie ważne a co nie
STAŃMY SIĘ LUDŹMI,
czyli jak nie rozminąć się z Panem Jezusem
CHRZEŚCIJAŃSTWO NIE JEST RELIGIĄ,
czyli o tym, po co Pan Jezus się wcielił
ZUPEŁNIE JAK GPS,
czyli o planach Pana Boga wobec nas
GODNI CZY GŁODNI?
- czyli o pragnieniu i potrzebie czekania
DOBRA NOWINA,
czyli... wszystko będzie dobrze!
NA CO CZEKAMY?
- czyli o skuteczności Bożej bezradności
WCIELONY NA AMEN
- czyli o tym, jak Pan Bóg pobrudził się człowiekiem

Najważniejsze, w jakimkolwiek nawróceniu, jest doświadczenie własnej nędzy. Bo nawrócenie, to nie jest zwiększenie moralności, tylko to jest doświadczenie działania i miłości Boga żywego

DOBRA NOWINA, czyli... wszystko będzie dobrze!

„Tego wieczoru czekamy, aż urodzi się Miłość. Ona wciąż się odradza na nowo, jest bezbronna jak małe dziecko - i tak jak ono wymaga, żeby ją przyjąć całym sercem, żeby się o nią zatroszczyć, żeby skupić na niej uwagę.
Wtedy rozkwita.
Ale człowiek, który kogoś skrzywdził, który uczynił coś niegodziwego albo zaprzeczył sam sobie, popada w dziwną rozpacz i szydercze rozdrażnienie, kiedy w wieczór poprzedzający przybycie Miłości musi sobie nagle uprzytomnić, że się jej sprzeniewierzył. (...)
W tę cichą noc trudno nie pomyśleć w najtajniejszej głębi duszy: czy jestem po stronie tej Miłości, czy staję przeciwko niej, razem z jej wrogami.”
/Małgorzata Musierowicz, Na gwiazdkę/

 

Anna Bajon: Co Ojciec na to? Podoba się ten fragment?

 

Wojciech Ziółek: Bardzo mi się podoba! Dopowiedziałbym tylko, że w tę dziwną rozpacz i szydercze rozdrażnienie można popaść nie tylko dlatego, że sobie człowiek uprzytomni, że się przychodzącej Miłości sprzeniewierzył, ale i dlatego, że Jej nie doświadczył... To też bardzo boli.

 

AB: Ale chciałabym pójść jeszcze w inną stronę. Miłość, to słowo często używane i nadużywane. Żyjemy w czasach, kiedy małżeństwa nie są aranżowane przez rodziców czy najbliższe środowisko tylko zawierane, jak to się zwykło mówić” z miłości”, oczywiście zawsze wielkiej, szczerej  i prawdziwej. Jednocześnie tak wiele małżeństw rozpada się na naszych oczach i jako powód też często podawana jest miłość. Oczywiście tak samo wielka, szczera i prawdziwa. Czy to nie nadużycie? Gdzieś umknęło nam ze słownika pojęcie „miłości grzesznej”. Wystarczy że ktoś mówi, że robi coś z miłości i już jakby był rozgrzeszony. Na to wszystko przychodzi Boże Narodzenie i często ci ludzie, żyjący w związkach niesakramentalnych, stoją w kościele i nie wiedzą, co ze sobą począć. Zresztą duszpasterze też często nie wiedzą, co z nimi począć.

Jan Paweł II powiedział „miłość mi wszystko wyjaśniła”...

„Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.”

 

WZ: W tym zdaniu zawiera się nieco więcej niż w piosence „miłość ci wszystko wybaczy”...

Bo można wszystko tłumaczyć stwierdzeniem, że „przecież my się kochamy”, ale takie tłumaczenie najczęściej nie wytrzymuje próby czasu. Oczywiście, w danym momencie, próba przekonania kogoś, że miłością nie da się wszystkiego usprawiedliwić jest z góry skazana na niepowodzenie. To jest syzyfowa praca, bo ten ktoś jest wtedy tak bardzo wkręcony w te relację, tkwi w niej po same uszy i nie ma najmniejszego dystansu koniecznego do spojrzenia na całość z nieco innej perspektywy. Jedynym lekarstwem jest wtedy rozczarowanie, jest doświadczenie i bolesne przekonanie się o tym, że to, co nazywane było przeze mnie wielką miłością rozsypało się jak domek z kart, że to była tylko podróbka wyprodukowana przez moje myślenie życzeniowe. Jedynym lekarstwem jest doświadczenie kruchości.

 

AB: Ale przecież wcale nie musi się tak skończyć, to naprawdę może być miłość.

 

WZ: Oczywiście, że tak. Życie jest bardziej skomplikowane i nie można z góry wyrokować, nie można tak „od siekiery” podzielić wszystkiego na białe i czarne. Jest wiele odcieni szarości. Niezmiennym i zawsze aktualnym kryterium pozostanie ewangeliczne stwierdzenie:  „po owocach ich poznacie” (Mt 7,16). Trwałość i wierność jest tu też jakimś wyznacznikiem, a poza tym jest jeszcze Pan Bóg, który zna nasze serca do głębi, lepiej niż my sami i jako jedyny potrafi sprawiedliwie osądzić i nas, i nasze czyny. Po to Go przecież mamy, żebyśmy mogli mieć uzasadnioną nadzieję, że On nawet z naszych złych decyzji czy wyborów będzie umiał wyprowadzić dobro.

 

AB: Mówił Ojciec, że potrzebne jest rozczarowanie. Często owocem takich decyzji są rozbite małżeństwa, dzieci moje, twoje i nasze, a czasem niczyje. A wszystko to, mimo iż deklarowanym  powodem takich decyzji było wielkie i trwałe uczucie. To jest jakiś zgrzyt.

 

WZ: Najważniejsze w jakimkolwiek nawróceniu jest doświadczenie własnej nędzy. Bo nawrócenie to nie jest zwiększenie moralności, tylko to jest doświadczenie działania i miłości Boga żywego. A doświadczenie nędzy jest niezbędne, żeby dojść do takiej oto zbawiennej (nomen omen) konkluzji: sam już nie dam rady, sama już dłużej  nie wytrzymam. Z takiej konkluzji rodzi się wołanie, które jest esencją chrześcijańskiej modlitwy, bo bardzo precyzyjnie i właściwie ustawia relację między mną a Panem Bogiem. To wołanie brzmi tak: „Panie, ratuj! Pomóż mi! Wyciągnij mnie z tego szamba, bo inaczej umrę! Tylko w Tobie nadzieja! Jesteś moim jedynym Zbawieniem!” Dlatego wszystko, co mnie doprowadza do doświadczenia własnej nędzy i konkluzji o własnej bezradności jest w ostatecznym rozrachunku dobre, chociaż się może wydawać złe, grzeszne. A wszystko to, co prowadzi mnie do zgubnego przeświadczenia, że sam sobie dam radę, i że nie potrzebuję zbawienia, jest diabelskie choć często może wyglądać pobożnie i grzecznie.

 

AB: Ale to poczucie nędzy też może zmierzać w złym kierunku. Można wysnuć taki wniosek, że skoro tak nisko upadłem, to czy Pan Bóg chce jeszcze na mnie spojrzeć? To poczucie nędzy może przecież prowadzić do beznadziejnej rozpaczy...

 

WZ: Może prowadzić do rozpaczy i prowadzi, ale rozpacz, nędza, to jest wabik, na który Pana Jezusa łapiemy. Bo kiedy już nie można inaczej się modlić, to tylko rozpaczą można się jeszcze modlić. To nie jest mój wymysł. W trzecim tygodniu brewiarza, we wtorek, modlimy się przed nieszporami hymnem, w którym nazywamy Pana Jezusa przyjacielem celników i jawnogrzesznic a potem wołamy do Niego tak: „Jezu okaż miłosierdzie nam, potomkom tamtych ludzi, i podobnym do nich w nędzy, co przyzywa Twej litości”. Jeśli ktoś uzna własną nędzę, obojętnie jak wielka ona jest i bez względu na to czym spowodowana, to poprzez nią przywołuje do siebie Pana Boga, a jeśli ktoś jest zadufany w sobie, to skutecznie się od Niego odgradza.

Zmarły niedawno nasz współbrat, o. Piotr Lenartowicz,  przed śmiercią umieścił na swoim komputerze taką karteczkę „Największym grzechem jest myśleć, że może być taki grzech, którego Pan Bóg mi nie odpuści”.

 

AB: A co, w takim razie, z tak zwanym  „grzechem przeciwko Duchowi Świętemu”?

 

DOBRA NOWINA, czyli... wszystko będzie dobrze!

 źródło: photogenica.pl

WZ: To jest właśnie grzech przeciw Duchowi Świętemu: myśleć, że może być taki grzech, którego mi Pan Bóg nie odpuści, z którym sobie nie poradzi!

Warto w tym kontekście przypomnieć Juliannę z Norwich, o której nawet ostatnio Ojciec Święty Benedykt XVI mówił podczas swojej pielgrzymki do Wielkiej Brytanii. Julianna z Norwich, XIV-wieczna mistyczka, nawet nie jest beatyfikowana, ale to była de facto taka święta s. Faustyna tamtych czasów. Mówiła o Bożym miłosierdziu.

Warto zajrzeć >

Jej hasło przewodnie to słowa „Będzie dobrze!”. Pan Jezus jej się objawił i powiedział „Julianno, będzie dobrze!. Wszystko będzie dobrze i pod każdym względem!.” No i ona taka zadowolona i umocniona wróciła z modlitwy, ale po jakimś czasie pomyślała i mówi Panu Jezusowi: „Ale jak to możliwe, że wszystko będzie dobrze, skoro przecież święta nasza wiara katolicka mówi, że jest piekło dla tych, którzy będą potępieni na wieki”. A Pan Jezus jej odpowiedział: „Julianno, ty się trzymaj mocno wiary katolickiej, ale pamiętaj: Będzie dobrze! Wszystko będzie dobrze i pod każdym względem!” I teraz wracam do tego grzechu przeciwko Duchowi Świętemu: nie wierzyć w to, że Pan Bóg jest większy od mojego grzechu, (jakiegokolwiek grzechu!), to jest grzech przeciw Duchowi Świętemu.

 

AB: A jaka jest Dobra Nowina dla tych, którzy pozostają w związkach niesakramentalnych?

 

WZ: Dobra Nowina dla nich, tak samo jak dla każdego innego, to jest prawda. Próba zagłaskania problemu, mówienie im, że nic się nie stało, jest jak chore i fałszywe śpiewanie po Euro 2012: „Nic się nie stało! Polacy, nic się nie stało!”. Stało się, dużo złego się stało! I tak samo tutaj. Nie można komuś mówić, że nic się nie stało. Stało się, dużo złego się stało! Ale nie oznacza to, że Pan Bóg na tobie postawił kreskę, nie oznacza to, że Pan Bóg cię odtrącił, że Cię przestał kochać. Przecież Twoja nędza przyzywa Jego litość. Dlatego i ja się staram być przy tobie jak umiem.

 

AB: A wykluczenie z sakramentów?

 

WZ. To jest prawo Kościoła, czyli prawo ludzkie. Wiem, że wynikające z Dekalogu, ale przez ludzi ustanowione. Zarówno w życiu świata, jak i w życiu Kościoła, prawo jest bardzo potrzebne. Jest bowiem jak pedagog, o którym wiemy z listów pawłowych i — jako pedagog —  ma nas ustrzec przed niebezpieczeństwami i doprowadzić do wiary, nadziei i miłości. Ale Pan Jezus jest ponad Prawem. Kościół ustalając takie reguły nigdy nie mówi, że ty będziesz potępiony, a inni będą zbawieni. Żyjemy jednak w czasoprzestrzeni i żeby się jakieś postawy nie upowszechniały, to Kościół, jak troskliwa matka, która przecież ma wiele dzieci, wprowadza jakieś prawne obostrzenia, nakazy, zakazy itd. Ale tylko Pan Bóg może twoje serce osądzić, tylko Pan Bóg wie, co tam w środku się dzieje. I nie tylko ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych, ale my wszyscy (absolutnie wszyscy!), zawsze możemy a nawet powinniśmy liczyć na to, co tak pięknie i rzewnie wyraził Marmieładow w „Zbrodni i karze”: „I przebaczy mojej Soni, już wiem, że przebaczy... I osądzi wszystkich sprawiedliwie i przebaczy dobrym i złym... A gdy już skończy ze wszystkimi naonczas przemówi i do nas: Chodźcie i wy! ... Świnie jesteście, ale chodźcie i wy też...”

I przebaczy mojej Soni, już wiem, że przebaczy... Odczułem to w sercu moim, gdym był u niej ostatnio... I osądzi wszystkich sprawiedliwie i przebaczy dobrym i złym, wyniosłym i pokornym... A gdy już skończy ze wszystkimi, naonczas przemówi i do nas: „Chodźcie i wy! - powie - Chodźcie, pijaniuteńcy! Chodźcie, słabiutcy! Chodźcie, zasromani!" I my wszyscy przyjdziemy, nie wstydząc się, i staniemy przed Nim. A on powie: „Świnie jesteście! Na obraz i podobieństwo bestii; ale chodźcie i wy też!" Wówczas rzekną mądrzy, rzekną roztropni: „Panie! Przecz dopuszczasz tych oto?" A On powie: „dlatego ich dopuszczam, o mądrzy, dlatego ich dopuszczam, o roztropni, że z nich żaden nie poczytywał siebie nigdy za godnego tej łaski..." I wyciągnie ku nam prawicę swoją, a my przypadniemy... i zapłaczemy... i wszystko zrozumiemy! Wtedy zrozumiemy wszystko!... I wszyscy zrozumieją... Katarzyna... także zrozumie. Panie, przyjdź królestwo twoje! /Zbrodnia i kara — fragment, Fiodor Dostojewski/

 Bo tylko Pan Bóg może zobaczyć, co naprawdę jest w moim sercu. A to prawne straszenie też jest potrzebne... W dzieciństwie, kiedy się bawiliśmy w złodziei i zbójników, to babcia nam mówiła, że nigdy sobie nie można zakładać pętli na szyję, „bo jak sobie założysz to wtedy już szatan ci rękę przytrzyma i już nie można zdjąć”. To było dobre, bo skuteczne: nie ruszaj, kiedyś zrozumiesz dlaczego, ale teraz po prostu nie ruszaj, bo to jest złe. Tego też nam trzeba.

o. Wojciech Ziółek SJ, Anna Bajon


O. Wojciech Ziółek SJ
DOBRA NOWINA, czyli... wszystko będzie dobrze! Urodzony 21 VI 1963 r. w Radomiu, wstąpił do Towarzystwa Jezusowego 21 IX 1982 r. w Starej Wsi, wyświęcony 29 VI 1992 r. w Nowym Sączu. Studiował filozofię w Krakowie (1984-87) oraz teologię ogólną i biblijną na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie (1988-94). W latach 1994-2000 był duszpasterzem akademickim w Opolu. W latach 2001-2005 służył jako duszpasterz we Wspólnocie Akdemickiej Jezuitów "WAJ" w Krakowie, a następnie, w latach 2005-2008 pracował jako proboszcz w Parafii św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu. Obecnie rezyduje w Krakowie pełniąc funkcję przełożonego Prowincji Południowej Towarzystwa Jezusowego.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama