Praktyczne porady dla pielgrzymów
Jacek Święcki NA ZIEMI ŚWIĘTEJ
Tam gdzie ziemia dotyka nieba |
|
Któż z nas, dzieci Abrahama i uczniów Chrystusa, nie marzy skrycie o pielgrzymce do ziemi, która była niemym świadkiem narodzin naszej wiary? Któż nie chciałby przemierzać dróg, którymi chodzili patriarchowie, podziwiać krajobrazów, w które wpatrywali się sędziowie i prorocy, być w tych samych miejscach, gdzie nauczał najpierw Jezus, a potem apostołowie?
Mimo że nie jest to obowiązek religijny jak dla muzułmanów pielgrzymka do Mekki intuicyjnie czujemy, że właśnie tam, i nigdzie indziej, czeka nas jakieś Spotkanie, które może wiele zmienić w naszym życiu. Spotkanie, do którego równocześnie tęsknimy, ale też którego z różnych powodów się obawiamy.
Procesja
różańcowa
przed
nazaretańską
bazyliką
Zwiastowania
Jednym z typowych objawów tych obaw jest dość powszechny pogląd, że wiara jest sprawą czysto duchową i że nie zależy od tego, gdzie się było i co się widziało. A jeśli tak, to po co wybierać się gdzieś tam hen daleko, skoro wszystko i tak zależy od tego, co dzieje się w sercu wierzącego? A jeśli już szukać jakichś widzialnych znaków, to czy nie lepiej jest wybrać się z pielgrzymką w miejsca o zdecydowanie bardziej katolickim charakterze, takie jak Częstochowa, Rzym albo Santiago de Compostela?
No cóż, wypada zgodzić się z tym, że wiara rodzi się ze słyszenia (por. Rz 10,17), a nie z oglądania czy też dotykania. Zapewne jest też prawdą, że dla ateisty lub kogoś, kto już w zasadzie przestał wierzyć, wyprawa do Ziemi Świętej na ogół skończy się nie nawróceniem, lecz wręcz utwierdzeniem w przekonaniu, że pomiędzy przekazem opowieści biblijnych, w które Kościół nakazuje wierzyć, a rzeczywistością, taką jaką można zastać na miejscu, zionie ogromna przepaść.
Bar micwa
pod Ścianą
Płaczu
w Jerozolimie
Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że dla Kościoła powszechnego więź z ziemią rodzinną Chrystusa ma zasadnicze znaczenie i że uparcie pragnie on i chce na tyle, na ile okoliczności na to pozwalają być tam obecny. Nie przeszkodziła mu w tym ani utrata chrześcijańskiego charakteru Palestyny z początkiem VII w., ani także nieudana próba powrotu do świętych miejsc w okresie wypraw krzyżowych. Franciszkanie, jedyny zachodni zakon tolerowany przez muzułmanów, a także kilkanaście Kościołów chrześcijańskiego Wschodu zawsze trwali na ich straży w porę i nie w porę, walcząc z nieprawdopodobną wprost determinacją o ich pozyskanie, utrzymanie i rozbudowę. A także poczynając od końca XIX w. o poznanie ich przeszłości poprzez uczone i żmudne prace archeologiczne.
Wiara chrześcijańska nie jest bowiem w swej istocie abstrakcyjnym zbiorem prawd, które trzeba uznać, ale jest przylgnięciem do konkretnej Osoby, osoby Jezusa, która objawiła się, żyła, cierpiała i powstała z grobu w konkretnym czasie i miejscu, posługiwała się konkretnym językiem i funkcjonowała w konkretnej kulturze. I jeśli prawdą jest, że Jezusa poznajemy przede wszystkim poprzez słowo Boże, to nie sposób zaprzeczyć, że tło, w jakim rozgrywa się Historia Święta, nie jest dla naszego rozumienia słowa obojętne. Poznanie ziemi Izraela i ludzi, którzy ją zamieszkują, z pewnością daje nam jakby szósty zmysł, którego pozbawiony jest ktoś, kto czyta biblijne karty tak, jakby opisywane tam wydarzenia rozgrywały się gdziekolwiek.
Na przystanku
w pobliżu
Morza Martwego
Niewątpliwie wielką przeszkodą w prawidłowym odnalezieniu się w Ziemi Świętej może być nasze naiwne przekonanie, że zaraz po wyjściu z samolotu trafimy prosto w kadr jednego z licznych filmów o tematyce biblijnej, jakie udało się nam dotąd obejrzeć. W takim przypadku czeka nas wielkie rozczarowanie: w większości świętych miejsc stoją sanktuaria wzniesione w XIX lub XX w., których architektura niekoniecznie musi nam przypaść do gustu, tłumy sprzedawców i współpielgrzymów mogą nas łatwo wytrącić z religijnego skupienia, zaś rygory wynikające z bezwzględnie egzekwowanych wymogów bezpieczeństwa a jest to przecież ziemia bezustannych konfliktów! mogą nam przysporzyć niespodziewanych stresów.
Naturalnej
wielkości model
menory
ze zburzonej
świątyni
jerozolimskiej
Oczekiwaliśmy, że zobaczymy w Nazarecie dom Józefa i Maryi? Teraz okazuje się, że stoimy przed skromnie wyglądającym stanowiskiem archeologicznym i... wierzymy przewodnikowi na słowo, że 20 wieków temu był tu warsztat ciesielski (w zasadzie nie wiadomo czyj, ale tradycja mówi, iż był to ten właśnie). Mówiąc to samo szczerze aż do bólu: dla niespecjalisty jest to kupa kamieni, która zmusza jego wyobraźnię do heroicznego wysiłku. Spodziewaliśmy się, że doznamy jakichś mistycznych wzruszeń w bazylice Grobu Pańskiego? A tam bramki, kolejka, różnobarwny przekrzykujący się tłum pielgrzymów i wchodzący sobie w paradę duchowni sześciu konfesji, z których każda włada inną częścią owej najważniejszej dla chrześcijan świątyni. Niekiedy dochodzi do tego obecność izraelskiej policji... O skupienie naprawdę trudno. Spróbujmy zatem nieco zmienić nasze cele i oczekiwania. Nie chciejmy za pierwszym razem być od razu wszędzie, bo i tak nie da się zobaczyć wszystkich wartych odwiedzin świętych miejsc ani w tydzień, ani nawet w miesiąc. Skoncentrujmy się raczej na samej Ziemi Świętej i na jej mieszkańcach. Nie wybierajmy pielgrzymek, które zmuszają uczestników do poruszania się po całym Izraelu (a czasem także Synaju i Jordanii) w nieprzytomnym tempie, tak że są oni nieustannie zmęczeni, bo programy bywają napięte, zaś ilość informacji, jaką im serwują przewodnicy, szybko prowadzi do przegrzania szarych komórek. Zostają jedynie setki zdjęć, w których nie można się po jakimś czasie połapać, bo trudno dociec, czy to, co na nich uwieczniono, to grób Łazarza w Betanii czy też może dom św. Piotra w Kafarnaum (dziury w ziemi, kamienie, murki, schodki itp. detale).
Otóż lepiej jest dać sobie trochę czasu. Choć przez pół godziny spokojnie patrzeć, jak modlą się pobożni Żydzi pod Ścianą Płaczu, jedynym ocalałym murem świątyni jerozolimskiej. Choć przez pół godziny kontemplować Ziemię Obiecaną ze szczytu góry Nebo. Choć przez pół godziny przerazić się grozą Góry Kuszenia pod Jerychem i obserwować roztaczającą się wokół pustynię przeciętą nitką Jordanu, którą zdradza okalająca ją zielona wstęga nadrzecznych chaszczy.
opr. ab/ab