Historia zagubienia dwunastoletniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej jest chyba w szczególny sposób bliska rodzicom dorastających dzieci. Decyzje ich pociech wydają się im często dziwaczne, nawet zupełnie nieracjonalne, a przy tym stwarzają masę kłopotów. Trudno się więc dziwić, że stają się przyczyną irytacji, konfliktów i wzajemnych pretensji. Warto jednak na Łukaszową opowieść o poszukiwaniu zagubionego Jezusa przez Maryję i Józefa spojrzeć nieco głębiej, niż jedynie jak na klasyczną opowieść o reakcji rodziców na jeden z wybryków ich nastoletniego syna. Jest to niewątpliwie opowieść o dojrzewaniu, jednak w te ludzkie procesy wpisane zostają jednocześnie wielkie Boże plany.
Jezus Chrystus – odwieczne Słowo Ojca, które poprzez Wcielenie konsekwentnie przeżywa wszystkie ludzkie doświadczenia z wyjątkiem grzechu, doświadcza także powolnego dojrzewania swojej samoświadomości. Konkretny kształt Jego osobowości nosi na sobie niewątpliwie psychiczne i duchowe rysy Jego Matki, a Józef wprowadza Go w świat wiary Izraela oraz w reguły i tradycje społeczności, w której żyje. Osobowość Jezus nosi znamiona czasu i miejsca, ale bardzo szybko zaczyna je przerastać. Ujawnia się w Nim ta suwerenność i ta niepojęta tajemnica Jego synowskiej relacji z Ojcem w niebie, która potem będzie tak bardzo fascynowała Jego słuchaczy.
Ale Łukaszowa opowieść nie jest jedynie opowieścią o dojrzewaniu Jezusa, ale także o procesie dojrzewania Maryi i Józefa. Zachowanie Syna burzy w nich bezpieczne schematy, a nierzadko staje się przyczyną cierpienia. Poprzez wszystkie te bolesne przeżycia, w trakcie których trzeba mozolnie po raz kolejny zaczynać budowanie od nowa tego, co znowu się rozsypało jak domek z kart, Maryja i Józef uczą się jeszcze większego zaufania Bogu.
Są w naszym życiu takie doświadczenia, przez które przechodzi się nie inaczej, jak tylko „z bólem serca”. Wydarzenia niespodziewane i niemożliwe do przewidzenia, do uprzedniego wyreżyserowania, a więc także do zabezpieczenia się na ich nadejście, zawsze na początku zwalają z nóg. Są jak wielkie kamienne bloki, które zdają się nas przygniatać. Jeżeli jednak wśród wielu pytań i rozterek, przyjmujemy je jako wyraz Bożej woli i podejmujemy jako zadania, stają się kolejnymi stopniami schodów do nieba.