Opowieść o gwałtownej burzy na jeziorze jest bardzo pomocna, by zrozumieć sposób, w jaki Bóg pragnie prowadzić człowieka. Tym, co zastanawiające jest fakt, że burza rozpętuje się mimo obecności Jezusa. Musi dawać do myślenia także to, że przeprawa przez jezioro była pomysłem samego Jezusa, a więc to jakby On sam wprowadził uczniów w sam środek burzy.
Dramatyczne pytanie uczniów może pojawić się w każdym sercu, które doświadcza jakiejś życiowej burzy: Dlaczego mnie to dotyka, skoro – jak mnie zapewnia Biblia – Bóg jest zawsze ze mną? Czy nie obchodzi Go mój los? Czy jestem Mu obojętny, albo nawet czy Bóg zdający się błogosławić wszystkim innym wokół mnie, jest nieprzychylny właśnie w stosunku do mojej osoby? Niby dlaczego i za co?! Takie nerwowe pytania wydają się być zrozumiałe i normalne, ale jeżeli człowiek pozwala im, by zdominowały sposób patrzenia na to, co się wydarza, karmią niewiarę i sprawiają, że wątpliwości zagnieżdżają się w umyśle.
Nie powinniśmy zbyt pochopnie rozumieć naszych życiowych burz jako Bożej kary. Nie zawsze też są one prostym wynikiem błędnych decyzji. Po prostu – przychodzą. Bóg nie tworzy nad swoimi wiernymi jakiegoś niebiańskiego klosza ochronnego, który nie pozwalałby na to, by dotykały ich życiowe trudności, choroby, niepowodzenia, a nawet życiowe klęski i dramaty. Wszystko to, co jest częścią ludzkiego losu, dotyka także wierzących w Chrystusa. Drogi, którymi prowadzi Bóg, prowadzą również przez życiowe niepogody i ciemne doliny. To, że doświadczam trudnych chwil, nie oznacza nieobecności Boga czy Jego braku życzliwości wobec mnie. Ostatecznie także ta burza, którą aktualnie przeżywam, będzie miała swój kres. Trzeba ją przetrwać, nie pozwalając, aby życiowa niepogoda zniszczyła wiarę w to, że Bóg mnie prowadzi i jest życzliwy dla mnie. Zaufanie Bogu także w chwilach trudnych doświadczeń może stać się umacniającym i pozytywnie przemieniającym doświadczeniem. Wiara, ocalona w chwilach życiowych burz, ostatecznie jest mocniejsza.