Dziś świętujemy urodziny Jana Chrzciciela. Chcemy patrzeć na nowonarodzonego proroka z tymi samymi uczuciami co jego rodzice i sąsiedzi. Inaczej zostaniemy na poziomie ognisk i wianków, sympatycznego folkloru, który ma jednak więcej wspólnego z pogańskimi kultami z okazji przesilenia letniego niż Janem Chrzcicielem.
Głównym bohaterem dzisiejszej uroczystości jest oczywiście św. Jan Chrzciciel, potem jego rodzice, wreszcie Ewangelia opowiada nam o sąsiadach. I od nich możemy wiele się nauczyć. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Sąsiedzi cieszą się z narodzin dziecka. Każdy normalny człowiek cieszy się na wiadomość o narodzinach. Nawet dziś, poza wąską grupą fanatyków lub osób z innymi trudnościami w postrzeganiu rzeczywistości, naturalną reakcją jest radość. Niestety, lęk przed macierzyństwem i ojcostwem, zawzięcie promowany w naszej cywilizacji, powoduje, że wiadomość o poczęciu dziecka wywołuje niekiedy przerażenie lub złość, czasami u matki, częściej w jej najbliższym otoczeniu.
Każde poczęcie dziecka i jego narodzenie jest znakiem miłosierdzia Boga, który powołuje do życia kolejną istotę zdolną kochać i wezwaną do szczęścia wiecznego. W przypadku Elżbiety i Zachariasza, która przez dziesięciolecia czekali na potomka, miłosierdzie Boże jest jeszcze bardziej widoczne. Sąsiedzi to rozumieją i cieszą z tego, co najważniejsze. Bóg nas kocha. To jest najgłębszy powód prawdziwej radości. Tylko z takich wydarzeń warto w się cieszyć, w których pośrednio lub bezpośrednio doświadczę działania kochającego Boga. Czasami potrzebny jest wysiłek, aby zobaczyć właściwe źródło radości albo uświadomić sobie, że to co, jest powodem wesołości, raczej powinno wywoływać we mnie żal. Przykładem tego ostatniego są „tęczowe parady”, które hałaśliwą wesołością próbują zakryć rzeczywistość, czy to cierpienia osób dotkniętych różnymi zaburzeniami czy też mrocznych ideologii fałszujących prawdę o człowieku.
Wtedy strach padł na wszystkich ich sąsiadów. Czyżby radość zamieniła się w strach? Ewangelista nie mówi tu o uczuciu, jakie pojawia się w obliczu niebezpieczeństwa, ale raczej o bojaźni Boga – naturalne zdumienie i rodzaj lęku wobec Kogoś, kto nas i cały świat nieskończenie przewyższa. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?». Sąsiedzi zobaczyli w okolicznościach narodzenia Jana bezpośrednią interwencję Boga. Nie było to wcale oczywiste. Dziś pewnie wielu próbowałoby to wytłumaczyć jakimiś sekretami natury, której jeszcze dobrze nie znamy, czy mechanizmami psychologicznymi, z powodu których Zachariasz stracił a następnie odzyskał mowę. Sąsiedzi Zachariasza zobaczyli poprawnie rzeczywistość. Bóg wchodzi w naszą historię. I zadali oczywiste pytanie: „Co to dla nas znaczy?”. Bo jeśli rodzi się prorok, to po to, aby ogłaszać wolę Boga.
Bóg działa nieustannie. Również w codziennych wydarzeniach naszego życia, rozmowach, lekturach, wreszcie w modlitwie mówi do nas. Potrzebujemy wrażliwości, aby Go słyszeć. Nie chodzi o to, żeby każde zdarzenie interpretować jako szczególne objawienie, a tym bardziej żądać od Boga nadzwyczajnych znaków. Kto jednak ma głębokie życie wewnętrzne, ten potrafi nawet najzwyczajniejszych sprawach zobaczyć sens nadprzyrodzony, usłyszeć Jego głos i wypełniać Jego wolę.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.