Życie Piotra Klawera jest dokładnie tak samo niezwykłe, jak biografie wszystkich pierwszych jezuitów powołanych przez Ignacego z Loyoli. Syn zamożnej, arystokratycznej rodziny, od kołyski skazany na sukces, powinien zrobić dworską karierę. Nic nie zyskał, choć sposobił się gorliwie. Podczas świeckich studiów w Barcelonie spotkał jezuitów, odczuł powołanie i przystąpił do nich. Po nowicjacie miał przyjść czas na naukę filozofii i teologii, ale w tym właśnie punkcie biografii Piotra Klawera Boży dramat rozkręca się na dobre. Kariera intelektualna zostaje przerwana, studia niedokończone a młodego scholastyka przełożeni kierują na misję wśród niewolników afrykańskich, których zwożono wówczas masowo z tak zwanych nowych ziem do Kolumbii.
Piotr Klawer zaczyna służyć tym biedakom około roku 1610 i będzie robił to heroicznie przez ponad czterdzieści lat aż do śmierci, zawsze wstrząśnięty i wrażliwy na potrzeby, jak mówiono wtedy, Etiopczyków. Ich sytuacja była bolesna i zarazem wstydliwa dla kultury europejskiej, wzniesionej przecież na kamieniu węgielnym chrześcijaństwa. Sądzono wówczas, a przynajmniej taka była oficjalna narracja bogaczy, że Afrykańczycy nie mają dusz. Można ich było więc traktować dosłownie jak zwierzęta. Przewożeni w najbardziej prymitywnych warunkach, często umierali z braku wytrzymałości na trud lub odporności na bród i choroby.
Czy Piotr Klawer miał na to wszystko jakąś metodę? Nigdy nie popadł w fanatyczną ideologię. Nie realizował kosztem Afrykańczyków własnych, chorych uczuć pozorując altruizm. Nie skończył jak tani populista. Jego sposób na tak trudną misję był humanistyczny, osobowy, czyli spersonalizowany. Robił, co możliwe tam i wtedy, bez snucia jałowych teorii politycznych. Dla spragnionych organizował napój, dla wygłodniałych – posiłek, dla nagich – strój. Nie kombinował jak nostalgiczny idealista czy działacz lewicowej bojówki, lecz pilnował się skutecznej linii, wydeptując w tym samym czasie korytarze ówczesnych dygnitarzy, by budzić ich zepsute sumienia do refleksji.
Bardzo trudno będzie znaleźć dziś następcę dla Piotra Klawera. Dlaczego? Zjawisko migracji powróciło falą do brzegów Europy, tylko kontekst historii dokonał niepokojącego zwrotu. Na problem etycznego podejścia do wydarzenia nakładają się co najmniej cztery warstwy zamętu. Pomagać, oczywiście, ale jak?
Po pierwsze, migranci w niejawny sposób zamieszani zostali w rosnący konflikt Wschodu z Zachodem i Północy z Południem, który – jak wypowiadał się chociażby papież Franciszek – może doprowadzić do kolejnej wojny światowej między narodami. Pośród Bogu ducha winnych uchodźców dyktatorzy upychają więc dywersantów, a politycy nie potrafią dogadać się co do przejrzystości granic. Po drugie, zjawisko migracji obarczone jest dzisiaj niskim resentymentem tak zwanych krajów bogatych. Ich mieszkańcy od wielu lat epatowani są poczuciem winy, bo kiedyś angielscy, niemieccy, hiszpańscy czy francuscy przodkowie grabili nowe ziemie, teraz więc należy bez słowa sprzeciwu oddać zasoby europejskie potomkom tamtych ludzi. Po trzecie, skutkiem tego migranci wpadają w moralną pułapkę osądzanych przez siebie kolonizatorów, traktując Stary Kontynent nie jak dobre miejsce do życia, rozwoju, czy studiów, ale jak zwykły skok po wielką kasę. Wreszcie po czwarte, w samym katolicyzmie fala lewicowej utopii, mgliście zmieszana z nauką społeczną Kościoła, nie pozwala jasno widzieć, co się naprawdę dzieje i jak pomagać? Od duszpasterzy, przez katechetów, aż do hierarchów nie da się uzyskać moralnej mapy do nawigacji pośród sztormu uchodźstwa. Czy zatem nic tu nie da się zrobić? Zawsze możliwe jest podejście klaweriańskie. Przestać się zacietrzewiać, skupiając uwagę na pojedynczym człowieku i jego realnych potrzebach.
Paweł apostoł nie zamierza idealizować. Pisząc do chrześcijan w Koryncie, dobrze wie, jak trudno jest zachować zdrowe relacje między społecznością wierzących w Chrystusa a barbarzyńcami, dla których moralność i wiara nie mają większego znaczenia (por. 1 Kor 5, 6-7). Zepsucie może być zaraźliwe. Z drugiej strony chrześcijaństwo podejmuje ryzyko ocalenia życia bliźniego za cenę narażenia samego siebie (por. Łk 6, 9). Trzeba być jednak silnym wewnętrznie, by podtrzymać istnienie drugiego.
Pewnie zadajesz sobie pytanie: czy otworzyć dom dla uchodźców? Równowaga sumienia opartego na zdrowych zasadach społecznej etyki chrześcijaństwa. Owszem, ucz się obcych języków i poznawaj inne kultury, w ten sposób zyskasz umiejętność kontaktu z nieznajomymi. Pierwsze jednak będą zawsze obowiązki stanu, w którym żyjesz – ojca, matki czy obywatela – po nich, jeśli można coś więcej.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.