Tak jak postanowiono...

Fragmenty powieści "Tajemnica mnicha"

Tak jak postanowiono...

Hermann Multhaupt

Tajemnica mnicha

ISBN: 978-83-60703-95-3
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2008

Wybrane fragmenty
Coś jest nie tak z tym człowiekiem...
Opat wrócił do pracy...
Już czas, abyśmy zebrali siano...
Imma zobaczyła ojca siedzącego na ławce...
Przeor nie spał tej nocy...
Opat Thietmar rozmyślał...
Tym, co wyróżniało Cluny...
Tak jak postanowiono...

Tak jak postanowiono, wczesnym rankiem w dniu św. Marcina Imma opuściła dom rodziców w Gottsbüren, nie poszła jednak zgodnie z poleceniem ojca do Bursfelde, lecz wybrała się do Helmarshausen. Podążając za jasną wizją swojej przyszłości, będącą efektem jej wielotygodniowych przemyśleń i planów, rozpoczęła wędrówkę w ciemności, zanim jeszcze jej ojciec i Peter wyruszyli w znaną drogę. Droga ta każdego ranka prowadziła i ją w wozie zaprzężonym w dwa woły do budynków gospodarczych opactwa, gdzie o ustalonej porze musiała rozpocząć dojenie. Teraz ojciec za zgodą ekonoma zwolnił ją ze służby w klasztorze i powierzył kuzynowi jako pomocnicę w młynie wodnym. Imma nie znała Luitgera. Podobno już się z nim spotkała w czasie swojej pierwszej Komunii Świętej, ale nie mogła go sobie przypomnieć. Pierwsze przeżycie z przemienionym Chlebem przyćmiło inne wydarzenia.

Poranek był ciemny i zimny. Na łąkach leżał pierwszy szron, który usztywnił stopy Immy, utrudniając jej chodzenie. Las szumiał wokół niej złowrogo. Ciężkie dęby wyglądały jak nieprzychylne olbrzymy, które ustawiły się na jej drodze i silnymi rozgałęzionymi ramionami chciały ją odesłać z powrotem pod opiekę rodziny.

Jej serce biło głośno. Przez moment zastanawiała się, czy faktycznie jest w stanie iść drogą, która na nią czekała, czy nie przeceniła swoich sił i nie ważyła się na zbyt wiele, ale wspomnienie bogactwa barw psałterza, ozdobnych inicjałów i minuskuł na arkuszach pergaminu, które wprawdzie widziała tylko raz, ale od tamtej pory towarzyszyły jej snom, dodało jej skrzydeł. Czuła zapach świeżego jesiennego listowia, które szeleściło pod jej stopami.

Imma nie była już Immą. Teraz mogłaby się raczej nazywać Michał, Henryk lub Otto, ponieważ zewnętrznie zmieniła się w młodego mężczyznę. Miała na sobie grubą wełnianą koszulę skrywającą jej wąską klatkę piersiową oraz ukradzione Peterowi spodnie, które sięgały jej do kostek. W tobołku na prawym ramieniu niosła bieliznę, a także znoszone okrycie ojca, które właściwie powinien nosić jej starszy brat. W nocy ścięła długi jasny warkocz. Głowa Immy była teraz podobna do głowy mężczyzny. Miękkie policzki, które zazwyczaj były dziewczęco zaróżowione, kryły się pod cienką warstwą biało-szarego popiołu.

Imma zmieniła się nie tylko zewnętrznie, chociaż ani jej wygląd, ani zdecydowana postawa nie zdradzały, co działo się w sercu młodej kobiety, nie pozwalały się domyślić wewnętrznej walki, jaką toczyła od czasu sporu z ojcem. W każdym razie Imma była teraz zdana na samą siebie, przy wyborze zajęcia nie mogła liczyć na nikogo i to była największa zmiana w jej życiu. Zdecydowała się odrzucić pracę w młynie i na własną rękę dotrzeć do najdalszych zakątków niezbadanego świata. Jej szczęście zależało od spełnienia jednego marzenia: chciała nabyć umiejętności kopisty lub skryby w klasztornym skryptorium, nie wiedząc na razie, jak przebiega nauka i co się z nią wiąże.

Imma powierzyła swoją tajemnicę Hildebrandowi, młodemu mężczyźnie ze swojej wioski, który przed sześcioma miesiącami został przyjęty do klasztoru jako postulant i nie tylko studiował i odmawiał brewiarz, ale także ze względu na swoje uzdolnienia pracował w klasztornych warsztatach. Był wysoki i silny, może nie olbrzymi jak na mężczyznę, ale o głowę wyższy od Immy. Jego ciemne oczy mierzyły otoczenie ciekawym, a jednocześnie krytycznym spojrzeniem, wysokie czoło pod gładkimi czarnymi włosami pozwalało poznać, że rozmyślał o wielu rzeczach dotyczących życia. Nie miał skłonności ani do prostackich figli, ani do swawolnych żartów, które niekiedy tak pociągały wiejskich wyrostków. Jego ojciec miał warsztat stolarski, który zaopatrywał Gottsbüren i okoliczne wioski w potrzebne sprzęty. Kiedyś miał nadzieję, że pewnego dnia Hildebrand przejmie zajęcie rodziców, jednak te oczekiwania legły w gruzach, po tym jak syn pozostał przy zamiarze szukania sensu życia w klasztorze.

Hildebrand załamał ręce, gdy dowiedział się, co zamierza Imma. Wstąpienie młodej dziewczyny do męskiego zakonu stanowiło niewybaczalne świętokradztwo, za które grozi dotkliwa kara, a ukończenie tam nauk, dających respekt równy szacunkowi dla oświeconych mężczyzn stanu duchownego, wydawało mu się nieosiągalne.

— A co będzie, jeśli oszustwo się wyda? — zapytał oburzony. — Jeśli ktoś rozpozna cię jako córkę chłopa Ediego?

— Wielcy panowie nie zbliżają się do chłopów — brzmiała odpowiedź Immy. — A chłopi nie martwią się o pobożne interesy wielkich panów.

Hildebrand obiecał więc pomagać Immie tak długo, jak będzie to możliwe w tych niezwykłych okolicznościach, i nie wydać jej władzom klasztoru.

Kiedy Imma opuściła Reinhardswald, ujrzała klasztor leżący przed nią w mglistym świetle poranka. Powódź wycofała się, pozostawiając ślady na pastwiskach otaczających brzegi Diemel. Były tam resztki słomy i tkanin, gałęzie, połamane koło od wozu, a nawet boki kołyski i porzucona maselnica. Imma zebrała całą odwagę i zadzwoniła do wrót klasztoru. Po chwili usłyszała człapiące kroki, odsunięto zasuwę i przez judasza spojrzały na Immę badawcze oczy brata Bedy. Imma oznajmiła, że pragnie widzieć opata.

— Nie można tak po prostu wejść do klasztoru i wtargnąć przed oblicze ojca opata — mruknął Beda nie bez nuty sympatii.

— Jeśli zadowolisz się spotkaniem z mistrzem nowicjatu, chętnie cię wpuszczę.

Nie czekając na odpowiedź Immy, przekręcił klucz w zamku i otworzył ciężkie dębowe drzwi. Imma stała w długim przedsionku, oszczędnie oświetlonym dwoma świecami. Brat Beda zaprosił ją do małej, skromnie urządzonej izby, gdzie miała czekać na mistrza nowicjatu.

Imma spojrzała na skromny krucyfiks na ścianie. Dawno już zawierzyła Mu swoje troski. Na twarzy Pana malował się nieopisany spokój mimo potwornego cierpienia, które musiał znosić w śmiertelnej walce. Imma czuła znów, że serce wyskakuje jej z piersi, mokre od potu dłonie szybko wytarła w kaftan. Pierwsza przeszkoda była pokonana, czy następny krok też pójdzie jak po maśle? „A jeśli faktycznie ktoś mnie wykryje? — przeszło jej przez myśl. — Jaka kara mi przypadnie i jak bardzo będzie surowa? Czy ojciec straci swoje zajęcie w gospodarstwie klasztornym, mimo że nie był wtajemniczony w moje plany?”.

Jej myśli przerwały szybkie kroki na korytarzu. Rozległo się pukanie. Ojciec Gunther, mistrz nowicjatu, wsadził głowę przez drzwi. Był po czterdziestce, średniego wzrostu, z lekko posiwiałym wianuszkiem włosów na głowie. Wypowiedział formułę powitalną po łacinie, której Imma nie zrozumiała i odpowiedziała zakłopotanym uśmiechem.

— Jak słyszę, chcesz rozmawiać z ojcem opatem — powiedział mnich. — Czy wiesz, że opat Thietmar jest bardzo zajętym człowiekiem? Reprezentuje go ojciec przeor lub ja. Może mogę ci jakoś pomóc? Jak się nazywasz?

— Imma... Immanuel — wyjąkała dziewczyna.

— Immanuel — Bóg z nami. To piękne imię, niespotykane w tych stronach. Proszę, usiądź. Musisz mieć niezwykłego ojca chrzestnego.

Twarz Immy oblał rumieniec. Mistrz nowicjatu zdawał się zauważać jej zakłopotanie, lecz zręcznie udał, że go nie widzi.

— Czy zechcesz mi powiedzieć, co cię sprowadza do klasztoru św. Maryi i św. Piotra?

— Chcę się nauczyć malować.

— Malować? — mistrzowi nowicjatu odebrało mowę.

— Tak, myślę, że to potrafię. Kiedyś zajrzałem, ach nic... — mało brakowało, a Imma przyznałaby się do niedozwolonej wizyty w warsztatach klasztornych.

— Mów śmiało — zachęcał ojciec Gunther. — Nikt ci tu głowy nie urwie.

— Widziałem, co mnisi piszą tu na pergaminie i jak piękne są ich litery. A na kolory nie mogę się napatrzyć. Wszystko tak cudownie się łączy: ornamenty, wersy, obrazki, a później misterna ramka, która wszystko trzyma razem. To jest jak z nieba, jak...

Imma rozmarzyła się. Ojciec Gunther patrzył w jej błyszczące oczy. Znał się na ludziach.

— Bardzo ładnie to wyraziłeś — powiedział w zamyśleniu. — Skąd znasz takie słowa? Czy z kimś o tym rozmawiałeś?

— Nie — odparła Imma bez tchu, tak bardzo była poruszona. — Mam to z serca.

Mistrz nowicjatu uśmiechnął się. Wstał i wyjrzał na klasztorny dziedziniec, gdzie budowniczy piłowali belkę na więźbę dachową odbudowywanego kościoła. Nie odwracając się do Immy, powiedział:

— Być może wiesz, że nasz klasztor może przyjmować do grona mnichów za klauzurą tylko szlachetnych panów. Tego się od nas wymaga i musimy dokładnie badać powołania. Ty, jak widzę, jesteś człowiekiem z ludu, a zatem wchodzi w rachubę przyjęcie w szeregi mnichów świeckich, ale także tu dokonujemy dokładnego wyboru. Mimo że obecnie bardzo potrzebujemy nowych braci, musimy skrupulatnie sprawdzić, czy pasujesz do naszej wspólnoty.

Ojciec Gunther odwrócił się do Immy i zobaczył, że zbladła.

— Nie musisz zaraz tracić animuszu — pocieszał. — Na czas próby mamy postulat i nowicjat. Chcę ci coś zaproponować, Immanuelu. Najpierw przyjmiemy cię na próbę, tak jak wszystkich kandydatów. Będziesz miał czas, aby poznać życie w klasztorze, a my będziemy mogli sprawdzić, czy się nadajesz do życia we wspólnocie i jakie masz talenty.

— A kiedy mogę zacząć malować? — zapytała Imma, z trudem skrywając podniecenie wywołane myślą, że już wkrótce będzie jej wolno odwiedzić warsztaty.

Mistrz nowicjatu ze zdziwieniem potrząsnął głową.

— Zdaje się, że jesteś bardzo niecierpliwy, młody człowieku, a tymczasem dla właściwego rozwoju potrzebujesz właśnie cierpliwości i pokory. A poza tym to mistrz warsztatu musi sprawdzić, czy jesteś wystarczająco utalentowany, aby uczęszczać do szkoły pisania.

— Ale ja...

— Wiem — ojciec Gunther odrzucił sprzeciw Immy — że chcesz czerpać radość z tworzenia i iluminowania ksiąg i arkuszy. To, co spontanicznie powiedziałeś na ten temat w kilku słowach, zrobiło na mnie wrażenie. Musisz jednak wiedzieć, że aby do tego dojść, potrzeba długiej nauki i wiele czasu. Najpierw musisz zapoznać się z przebiegiem dnia w klasztorze oraz regułą zakonną i liturgią godzin. Później zobaczymy.

Imma zapadła się w sobie. Głowę miała tak obolałą jak po ciężkim uderzeniu kawałkiem drewna. Mistrz nowicjatu znał ten stan. Dał Immie czas, aby mogła zastanowić się nad jego słowami.

— Ten, kto wstępuje do klasztoru, aby czynić wielkie rzeczy dla Boga i dla ludzi, musi się najpierw całkiem uniżyć. Tylko ten, kto uwolni swoje serce od wszelkich pragnień i oczekiwań, jest gotów, aby przyjąć to, co nazywamy nadprzyrodzonym. Zobaczysz, Immanuelu, dary, które dał ci Bóg, objawią się jeszcze wyraźniej i piękniej, niż sobie do tej pory wyobrażałeś.

Imma uśmiechnęła się z udręką. Liczyła się z tym, że w najgorszym przypadku u wrót klasztoru zostanie zdemaskowana, że zdradzi ją dźwięczny głos lub zachowanie i że pokażą jej drzwi, a tu teraz, gdy pierwsza bariera była pokonana, jej zatrudnienie przy zdobieniu ksiąg zdawało się oddalać. Nie wiedziała, że wykonywanie pracy artystycznej w klasztorze wiązało się z przystąpieniem do zakonu. Hildebrand nic nie wspomniał jej o takim warunku, może w zamieszaniu też o tym nie pomyślał.

— Kto ostatecznie decyduje się na pozostanie w klasztorze — kontynuował mnich — oddaje nie tylko swoje imię i otrzymuje nowe. Rezygnuje także ze swojej indywidualności i podporządkowuje się duchowi wspólnoty, której jest częścią. Rozumiesz?

— Mam propozycję — dopowiedział mistrz nowicjatu, gdy zobaczył wystraszoną minę Immy. — Zastanowisz się nad tym, co ci powiedziałem, i przyjdziesz dzień po Bożym Narodzeniu, aby mi powiedzieć, co zdecydowałeś. Jeśli wtedy zechcesz pozostać u nas jako postulant, załatwimy wszystkie sprawy związane z przyjęciem. W innym wypadku poszukasz szczęścia poza naszymi murami.

Imma potrząsnęła głową. Duże kolorowe inicjały tańczyły jej przed oczami, grubiutkie nuty chorału gregoriańskiego, które mnisi zapisywali na pergaminie, krążyły wokół niej. Nie, bez zdobienia ksiąg nie będzie szczęśliwa.

— Zostaję — powiedziała Imma zdecydowanym głosem. — Jestem gotowy na każde poświęcenie.

Mnich uśmiechnął się.

— Aż tak źle nie będzie z kimś, z kim jest Bóg — powiedział.

Później otworzył drzwi i poprosił do siebie Bedę.

— Powierzam ci nowego gościa. Nazywa się Immanuel i spędzi u nas czas próby. Proszę, pokaż mu klasztor i wskaż miejsce w dormitorium.

— Oczekuję cię niebawem wraz z innymi postulantami w sali kontemplacyjnej — dokończył, zwracając się do Immy.

Książka w księgarni Salwatora >>

opr. aw/aw

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama