- Nie widziałem sensu życia, myślałem tylko o tym, jak zdobyć kolejną działkę - rozpoczyna swoją opowieść...
Łukasz Bęś, lub jak kto woli „Bęsiu”, jako czternastoletni chłopak „zbuntował się”. Jak sam opowiada, zaczął spotykać się z kumplami starszymi od siebie, brać narkotyki, kraść. – Nie widziałem sensu życia, myślałem tylko o tym, jak zdobyć kolejną „działkę” – rozpoczyna swoją opowieść. Dziś Łukasz jest znanym raperem. Wydał już kilka albumów. Współpracuje z raperami z całego świata. Na jego drugim albumie pojawiło się 18 gości z USA, Jamajki, Karaibów, Kanady, Hiszpanii, Bahama. Ma na swoim koncie wiele koncertów w Polsce i za granicą.
Gdy Łukasz przeżywał swój mroczny czas, jego mama w czasie pielgrzymki do sanktuarium maryjnego nawróciła się. – Moja babcia była wcześniej bardzo chora i lekarze dawali jej kilka miesięcy życia. Mama modliła się w jej intencji na pielgrzymce. I babcia żyła jeszcze siedem lat. Lekarze łapali się za głowę – opowiada „Bęsiu” i dodaje, że jego mama po powrocie była nie do poznania. – Zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje. Zaczęła mówić nam o Bogu, o tym, że Go spotkała. Obiecała nam, że pojedziemy kiedyś tam razem z nią – mówi.
W 2006 roku Łukasz pojechał do Matki Bożej. – Tam przeżyłem prawdziwe spotkanie z Bogiem. Na początku czułem się, jakbym tylko ja nie wiedział, o co chodzi. Dziewczyny i chłopaki z różańcami w rękach, ludzie śpiewają, tańczą, modlą się do Boga. Młodzi i starzy. Trochę się zaniepokoiłem. Pomyślałem, że mam do czynienia z mocno nawiedzonymi ludźmi – wyznaje.
W trzecim dniu pobytu chłopak przeżył coś niesamowitego. – Podczas wieczornej adoracji patrzyłem na ludzi, którzy uwielbiają Boga. Bardzo się dziwiłem. Do kogo oni śpiewają? Postanowiłem nie milczeć dłużej. Zacząłem krzyczeć do Boga: „Jeżeli jesteś, to mi to pokaż, bo nie wierzę!”. W tym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Przez wiele lat ludzie przeze mnie płakali, gdy ich raniłem. W momencie adoracji sam zacząłem płakać. Moja mama, klęcząc obok mnie, cieszyła się bardzo. Dziś wiem, że Jezus przyszedł do mnie w darze pokoju. Oczyścił mnie z mojego egoizmu, grzechu i niedowiarstwa. Postanowiłem pójść do spowiedzi. Bałem się, że ksiądz ucieknie, słysząc, co poczynałem. Na szczęście nie uciekł. Po spowiedzi czułem się tak jak te 40 000 ludzi. Wiedziałem, po co tu jestem i dla kogo jestem. Czułem, że odnajduję sens – podkreśla Łukasz Bęś.
Kiedy chłopak wrócił do domu, kumple namawiali go na „jaranie”. Odmawiał im skutecznie, uczestnicząc codziennie z siostrą we Mszy Świętej. Trafił do Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, w której formował swoją duchowość i kontakt z Bogiem. – Polecam wszystkim, aby chętnie przyłączali się do wspólnot. To bardzo umacnia decyzję trwania przy Chrystusie – mówi.
Dziś „Bęsiu” stara się pomagać innym poprzez rap. – Moje główne przesłanie skierowane jest do ludzi mocno zagubionych i poszukujących. Młodzi słuchający rapu lubią świeże, oryginalne kawałki. Ja staram się robić rap bezkompromisowo, aby zachęcić ich do wybrania Chrystusa. Nie zależy mi na tym, aby ludzie chwalili mnie jako rapera. Pragnę, aby przez moją muzykę spotykali się z Bogiem. To jest podstawa. Liczę na to, że coraz więcej młodych ludzi będzie wybierało dobro i wzbudzi się w nich pragnienie Nieba po śmierci – zaznacza.
Na pytanie, co oznacza dla niego bycie katolikiem, odpowiada: – Bycie katolikiem znaczy być osobą, która pragnie poznawać Chrystusa, chce za Nim podążać i po każdym upadku chce do Niego wracać. Nie można robić muzyki o Jezusie, dla Jezusa bez kontaktu z Nim. To podstawa. Chciałbym, aby ludzie szczerze, nie z przymusu lub lęku przed piekłem, przychodzili do Kościoła, by spotkać się z Bogiem.
opr. aś/aś