Z cyklu "Szukającym drogi"
Jestem świeżo pod wrażeniem książki Maxa Schelera „Resentyment a moralność”. Wprost genialnie wykazuje Scheler bezpodstawność zarzutów Nietzschego przeciwko etyce chrześcijańskiej, jakoby była to etyka przebiegłych słabeuszy. Scheler przyznaje jednak rację Nietzschemu, że coś z takiej postawy można znaleźć u św. Pawła (ss. 71—72). Przytacza słynny tekst, nakazujący na zło odpłacać nieprzyjacielowi dobrem, „tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na głowę jego”: typowa postawa chytrego słabeusza, który nie potrafi albo nie ma odwagi sprzeciwić się wrogowi, więc znajduje wykrętny sposób, żeby okazać się niby to wyższym od owego wroga. Ten tekst — jak pamiętam — bardzo drażnił również Konińskiego, wielokrotnie wypomina go św. Pawłowi w swoim dzienniku (być może też pod wpływem Nietzschego). Korzystam z tego, że w Waszym piśmie prowadzicie rubrykę odpowiedzi na pytania czytelników i uprzejmie proszę o ustosunkowanie się do tego problemu.
Przeczytajmy sobie najpierw spokojnie ów tekst z Listu do Rzymian: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie. Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą. Niech was ożywia to samo wzajemne uczucie. Nie gońcie za wielkością, lecz do tego się stosujcie, co pokorne. Nie uważajcie sami siebie za mądrych. Nikomu złem za złe nie oddawajcie. Starajcie się dobrze czynić wobec wszystkich ludzi. Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi. Umiłowani, nie wymierzajcie sprawiedliwości sami sobie, lecz pozostawcie to pomście Bożej. Napisano bowiem: Do mnie należy pomsta, Ja wymierzam zapłatę — mówi Pan — ale: Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód — nakarm go. Jeżeli pragnie — napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (12,14—21).
Powyższy tekst dzieli się wyraźnie na dwie części. Część pierwsza to wezwanie do powszechnej miłości, miłości naprawdę powszechnej, to znaczy nie wykluczającej nawet prześladowców. Warunkiem takiej miłości jest pokora. W części drugiej szczególną uwagę zwraca konkretna wskazówka, jak się zachować wobec nieprzyjaciela, który znalazł się w potrzebie: trzeba wówczas po prostu pomóc mu i porzucić wszelką Schadenfreude.
O ile część pierwsza zawiera wezwanie specyficzne tylko dla chrześcijaństwa, o tyle kanon zachowania się wobec będącego w potrzebie nieprzyjaciela znany był już w Starym Testamencie. „Jeśli spotkasz wołu twego wroga albo jego osła błąkającego się — czytamy w Księdze Wyjścia — odprowadź je do niego. Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod ciężarem, nie ominiesz, ale razem z nim przyjdziesz mu z pomocą” (23, 4n). Zaniechanie agresji wobec przeciwnika, który osłabł, spotyka się nawet w świecie zwierzęcym, można więc sądzić, że powstrzymanie się od ataków w momencie klęski nieprzyjaciela, a nawet przyjście mu z pomocą, stanowi naturalny człowieczy odruch. No, powiedzmy sobie: nasz naturalny odruch może pójść również w tym kierunku, bo niestety możemy również zareagować dużo mniej sympatycznie.
Słowem, tekst św. Pawła stanowi klasyczny przykład budowania tego, co nadprzyrodzone, na tym, co przyrodzone. Wezwanie do miłości nieprzyjaciół, którego nie jesteśmy w stanie udźwignąć bez szczególnej pomocy łaski, autor oparł na naszej naturalnej zdolności do szlachetnych zachowań wobec nieprzyjaciela w taki czy inny sposób pokonanego. Przykładów podobnego włączania natury w służbę łaski, uszlachetniania natury poprzez poddanie jej łasce, znajdziemy w Piśmie Świętym więcej. Teologowie ukuli nawet takie adagium, że łaska nie niszczy natury, ale na niej bazuje, ją uszlachetnia i przemienia. Bo przeciwieństwem łaski jest nie natura, lecz grzech.
Teraz przystąpmy do Pańskiego pytania: Czyżby św. Paweł, przedstawiając tak pięknie, a zarazem tak trzeźwo i realistycznie, prawdę o miłości nieprzyjaciół, nagle się zapomniał i pokazał nam mroczną część swojej duszy? „Węgle ogniste zgromadzisz na głowę jego!” — nakarm głodnego nieprzyjaciela, niech poczuje, jaki jest nikczemny!
Otóż fakt, że ta kompletnie bałamutna interpretacja znalazła posłuch nawet u bardzo poważnych myślicieli, świadczy jedynie o tym, że niestety wszyscy jesteśmy omylni. Tymczasem droga do stwierdzenia rzeczywistego sensu owych „żarzących się węgli” jest niezwykle prosta. Mianowicie „węgle ogniste na głowę nieprzyjaciela” to biblijny motyw literacki, który w Piśmie Świętym pojawia się niejednokrotnie, toteż nie sposób wypowiadać się odpowiedzialnie na temat tekstu św. Pawła, nie wnikając w znaczenie samego motywu.
Motyw ten występuje przede wszystkim w modlitwach o uwolnienie od nieprzyjaciół: modlący się proszą Boga o obronę przed krzywdą, a zarazem o unieruchomienie panoszącego się wroga. Oto fragment Psalmu 140:
Z rąk grzesznika wybaw mię, Panie,
strzeż mnie od gwałtownika.
Ci, którzy poderwać chcą moje stopy,
ci pyszni sidło na mnie skrycie zastawiają:
jak sieć rozciągają powrozy,
umieszczają pułapki na mojej drodze.
Mówię do Pana: Tyś Bogiem moim;
usłysz, o Panie, głos mego błagania.
Panie Boże, potężna moja pomocy,
w dniu walki moją głowę osłaniasz.
Nie dopuszczaj, Panie, pragnień niegodziwca,
nie spełniaj jego zamiarów.
Podnoszą głowę, którzy są wokół:
niech złość własnych warg ich przywali.
Niech spadnie na nich deszcz węgli ognistych;
niech zwali ich do dołu, by się nie dźwignęli.
Znów przeciw oszczercom Psalmista woła: „Cóż tobie Bóg uczyni, podstępny języku? Ostre strzały mocarza i węgle z janowca” (Ps 120,3n). W Psalmie 18 zaś opis przyjścia Boga z pomocą udręczonemu ma wymiary wręcz kosmiczne i przypomina biblijne obrazy przyjścia Najwyższego na Sąd Ostateczny (Ps 18,8—20 = 2 Sm 22,8—20). Pan Bóg — czytamy w tym wspaniałym opisie — natarł na niegodziwców, tak że „od blasku Jego obecności rozżarzyły się węgle ogniste”. Nie gorszmy się zbyt pośpiesznie tymi tekstami. Sądzę, że nawet chrześcijanin mógłby się nimi modlić, i to nie tylko przeciw największemu z naszych wrogów, tzn. szatanowi. Rzecz jasna, byłoby czymś całkiem nie na miejscu sięgać po te teksty, kiedy nie znosimy się wzajemnie z sąsiadem albo jeśli ktoś zachował się wobec mnie w sposób szczególnie złośliwy. Zbyt wielkie to teksty wobec tak małych i niejednoznacznych spraw (nawet jeśli my sami osądzamy je jednoznacznie). Ale nie widziałbym nadużycia, gdyby w ten sposób modlili się na przykład Polacy w okresie okupacji albo zaborów. Przecież nie ma nic zdrożnego w zwróceniu się do Boga z prośbą o pomoc przeciw nieprzyjaciołom, którzy niby drapieżne zwierzęta wykorzystują swoją biologiczną przewagę i swoimi czynami urągają wszelkiej sprawiedliwości.
Sam motyw węgli ognistych został zaczerpnięty z opisu zniszczenia Sodomy oraz poskromienia Egiptu. ,Spuścił Pan na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia” (Rdz 19,24); „I wyciągnął Mojżesz laskę swoją do nieba, a Pan zesłał grad i grzmot, i spadł ogień na ziemię. Pan spuścił również grad na ziemię egipską. I powstał grad i błyskawice z gradem na przemian tak ogromne, że nie było takich na całej ziemi egipskiej od czasu, gdy Egipt stał się narodem” (Wj 9,33n). Jak widzimy, strasznie odpowiedzialna to rzecz modlić się o węgle ogniste na głowę nieprzyjaciela: nieprzyjaciel musiałby rzeczywiście być podobny Sodomie i Egiptowi, żeby modlitwa taka nie była bezbożną zuchwałością. Toteż kiedy z pewnego miasteczka samarytańskiego przepędzono apostołów i ci urażeni zapragnęli, „żeby ogień spadł z nieba i zniszczył jego mieszkańców” (Łk 9,54), Pan Jezus zareagował zupełnie inaczej, niż oczekiwali tego uczniowie.
Otóż już w Starym Testamencie motyw węgli ognistych na głowę nieprzyjaciela doczeka się wspaniałego przeduchowienia. Modyfikacji tej dokonano w oparciu o biblijną ideę, że ogień Boży niszczy tylko to, co złe, natomiast to, co dobre — choćby było nadpsute złem — ogień Boży oczyszcza i uszlachetnia. Wystarczy przypomnieć żarzący się węgiel, którym serafin oczyścił wargi Izajasza (Iz 6,6), albo ogniste węgle, którymi obsypane zostało święte miasto na znak szczególnej i błogosławionej obecności Bożej (Ez 10,2—7). Właśnie opierając się na tej idei Salomon (bo tekst pochodzi z tej części Księgi Przysłów, której autorem jest sam Salomon) napisze te słowa, które powtórzy później św. Paweł: „Gdy wróg twój łaknie, daj chleba; gdy pragnie, podaj mu wody. Żar ognia mu skupisz na głowie, a Pan ci za to zapłaci” (Prz 25,21n).
Interpretacja, jakoby chodziło tu po prostu o zawstydzenie nieprzyjaciela, jest żenująco powierzchowna. „Żar ognia”, „węgle ogniste” to doprawdy żaden rumieniec wstydu na twarzy nieprzyjaciela. Proszę zważyć: węgle ogniste są w Piśmie Świętym symbolem działalności Bożej. Symbol ten występował dotychczas w dwu wątkach, które właściwie ze sobą się nie wiązały: ogień Boży niszczy wszystkie złe moce, dobrych natomiast ogień ten napełnia sobą i oczyszcza. Otóż Salomon po raz pierwszy oba te wątki powiązał. „Węgle ogniste na głowę nieprzyjaciela” dotyczyły dotychczas zawsze nieprzyjaciela srożącego się, a więc oznaczały gniew Boży, niszczący to, co złe. Salomon po raz pierwszy mówi o gromadzeniu węgli ognistych na głowę nieprzyjaciela bezbronnego, znajdującego się w potrzebie. Z samej logiki tej sytuacji wynika więc, że węgle ogniste oznaczają tu działanie Boże raczej oczyszczające niż niszczące, prowadzące raczej do wzajemnego pojednania niż do czegokolwiek innego. Na tym właśnie polega pomsta Boża, o której wspomina św. Paweł, że ogień Boży unicestwia zło, dobro zaś wyzwala z jego powiązań ze złem. Krótko mówiąc, sens tekstu, o którym tu mówimy, jest taki: Jeśli świadczę dobro nieprzyjacielowi, przyczyniam się do tego, że coraz więcej ogarnia go błogosławiona, oczyszczająca obecność Boża.
Żeby zaś postawić kropkę nad „i”: Warto czasem modlić się o węgle ogniste na nasze głowy. Niech obecność Boża spali w nas to, co złe, oczyszcza, co brudne, uszlachetnia i przemienia, co w nas dobre. Za nieprzyjaciół zaś módlmy się taką samą modlitwą, co i za siebie.
opr. ab/ab