Kiedy latem 1997 r. pani Anna była z mężem na urlopie w Zakopanym udała się do pustelni św. Brata Alberta na Kalatówkach. Tam chciała wyprosić łaskę uzdrowienia.
Po przebytej ciężkiej grypie, jaką przeszła Anna Konopka w pierwszej połowie 1994 r. pozostał suchy, napadowy, bardzo męczący kaszel, który nasilał się coraz bardziej bez względu na porę roku i dnia, szczególnie przy zmianie pomieszczenia, temperatury otoczenia itp. Lekarz stwierdził, że przyczyną tej dolegliwości jest wysuszona lewa część śluzówki gardła. Nie pomogły antybiotyki, zioła, syropy ani pastylki przeciwkaszlowe. Jedynie witamina A i E oraz napar z siemienia lnianego łagodziły doraźnie. - Ta choroba była dla mnie bardzo uciążliwa i przykra, gdyż suchy kaszel męczył mnie w dzień i w nocy, a znajdując się w towarzystwie musiałam natychmiast nawilżać gardło witaminą, aby nie przeszkadzać innym, nie rozpraszać ich uwagi np. na Mszy św. w kościele itp. Trudno opisać to wszystko, ile cierpiałam z tego powodu – rozpoczyna swoją opowieść pani Anna.
Kiedy latem 1997 r. pani Anna była z mężem na urlopie w Zakopanym udała się do pustelni św. Brata Alberta na Kalatówkach. Tam chciała wyprosić łaskę uzdrowienia. W drodze do tego miejsca małżonkowie zauważyli siostrę albertynkę, która zmęczona drogą pięła się pod górę. Zaoferowali jej pomoc. Zwłaszcza, że albertynka udająca się na urlop do pustelni, miała z sobą ciężki bagaż. W ten sposób poznali s. Kingę Strzakłowiec (albertynkę z Krakowa), od której w czasie dalszej wspólnej drogi dowiedzieli się o nowej błogosławionej Siostrze Bernrdynie Jabłońskiej, współzałożycielce wraz ze św. Bratem Albertem zgromadzenia Sióstr Albertynek. Trzy tygodnie wcześniej beatyfikował ją Ojciec Święty Jan Paweł II właśnie w Zakopanem. - Siostra Kinga opowiedziała nam też o cudownym uzdrowieniu s. Lidii z ciężkiej rozpadliny gruźliczej płuc i że ten właśnie cud uzdrowienia przyczynił się do beatyfikacji siostry Bernardyny. W sercu poczułam ogromną bliskość tej Błogosławionej i ufność w jej pomoc w moje uzdrowienie – wyznaje Anna Konopka.
Objawy ustępowały
- Po nawiedzeniu pustelni św. Brata Alberta udaliśmy się do kaplicy klasztornej sióstr Albetynek – było to południe. Tak się złożyło, że w tym czasie pewien ksiądz turysta wyszedł z Mszą św., którą sprawował z nadzwyczajną gorliwością. Uczestnicząc w tej Mszy św., modliliśmy się o potrzebne łaski dla całej rodziny i naszych bliskich, jak również o uzdrowienie mnie z tej bardzo uciążliwej dolegliwości za przyczyną dopiero poznanej siostry Bernardyny, której obraz znajduje się w tej kaplicy. Z wielką radością w sercu i niesamowitym pokojem wewnętrznym opuściliśmy kaplicę. W tym momencie uświadomiłam sobie, że w czasie Mszy św. nie musiałam korzystać, jak to zazwyczaj bywało, ze środków łagodzących męczące napady kaszlu. Obok kaplicy znajduje się źródełko, z którego napiłam się zimnej górskiej źródlanej wody, aby pilnie zaspokoić pragnienie, gdyż dzień był bardzo upalny. Mąż był zdziwiony moim czynem, gdyż zimna woda zawsze pogarszała stan mojego gardła. Tym razem woda nie zaszkodziła. Od tego dnia napady kaszlu zmniejszały się stopniowo. W ciągu trzech dni ustąpiły zupełnie i nie powtórzyły się do dnia dzisiejszego, a minęło od tego czasu prawie dwanaście lat – opowiada pani Anna.
Bursztynowa róża
O tym fakcie z wielką radością i wdzięcznością Bogu za uzdrowienie przez wstawiennictwo bł. siostry Bernardyny pani Anna powiadomiła s. Kingę w Krakowie. Aby wyrazić wdzięczność bł. siostrze Bernardynie za uzdrowienie małżonkowie przyjeżdżają raz w roku lub częściej do sanktuarium „Ecce Homo” w Krakowie, gdzie znajduje się sarkofag z relikwiami Błogosławionej. - Złożyłam tez wotum - bursztynową różę w srebrnej oprawie, jako dar wdzięczności. Nawiedzamy też często klasztor na Kalatówkach, aby dziękować Błogosławionej w miejscu gdzie dokonało się uzdrowienie. Dziękując każdego dnia prosimy bł. siostrę Bernardynę o potrzebne łaski. Prosimy też Wszechmogącego Boga o Jej kanonizację – mówi Anna Konopka.
opr. aś/aś