Fragmenty "Mały Bóg w wielkim mieście", zbioru niekonwencjonalnych refleksji na temat Bożego Narodzenia, przedstawionych w barwnym i oryginalnym stylu
Paolo Curtaz Mały Bóg w wielkim mieście ISBN: 978-83-7580-200-9 |
„Jak się czuje twoja żona?”
Pytam go o to z naturalną szczerością, bo od dawna już nie widzę Gianny.
Enrico posępnieje, spuszcza wzrok.
„Ciężko mi, to bardzo trudny moment, nigdy bym nie przypuszczał... Wybacz, ale naprawdę nie chcę o tym mówić”.
Zdaję sobie sprawę, że strzeliłem gigantyczną gafę. Milczę zakłopotany.
W Enrikiem widujemy się od czasu do czasu w związku z pracą. Jest wspaniałym człowiekiem, kilka lat temu poprosił mnie, bym pomógł mu w wychowaniu jego dorastających synów, którzy obecnie są już szczęśliwie dojrzali i spełnieni, jeden w Ameryce, drugi w Australii. Nie żyjemy jednak w dużej zażyłości, uświadamiam sobie, że dotknąłem bardzo bolesnego tematu i nie wiem, jak z tego wyjść.
Wyobrażam sobie trwający kryzys małżeński, separację.
Zdarza się czasami nawet w najbardziej zaprawionych parach. Kiedy dzieci dorastają, małżonkowie zostają sami i nie wiedzą już, co sobie powiedzieć. Wówczas wybucha tłumiona od dawna złość, która burzy całe życie.
„To żaden problem, bądź spokojny” — dodaję.
Wracamy do naszych zajęć, przedstawiam mu parę pomysłów dotyczących przyszłej pracy.
On milczy, jest rozproszony, potem siada, zdejmuje okulary i mówi.
Jest to jak wezbrany potok.
Bólu.
„Lekarz mówi, że to utrata pamięci. Fajny sposób na określenie tego... obłudny i politycznie poprawny... Zaczęło się cztery lata temu, to ja pierwszy to zauważyłem. Teraz leczymy się w Mediolanie, w fundacji San Raffaele... być może umieszczą nas w protokole eksperymentalnym, ponieważ Gianna ma zaledwie sześćdziesiąt lat. Kazałem jej zabrać prawo jazdy i nie pozwalam jej wychodzić samej. Wynająłem dziewczynę do sprzątania, jednak w rzeczywistości ma ona kontrolować, by Gianna nie zrobiła sobie bezwiednie krzywdy. Nie wiem, co robić, Paolo, jestem zrozpaczony, ona nie rozumie, myśli, że stosuję wobec niej przemoc, ograniczam ją, stale się kłócimy. Specjalista mówi, że częścią choroby jest właśnie taka zmiana charakteru na gorsze. Nie wiem, co zrobię w przyszłości, być może będę musiał rzucić pracę, by z nią pozostać. Dzieci są daleko, nie informuję ich, by ich nie niepokoić. Muszę robić wszystko sam, dopóki daję radę”.
Zaczyna płakać. Wstaje i idzie do łazienki.
Ileż bólu.
Rozglądam się dokoła. To gabinet słynnego architekta, jednej z najbardziej cenionych osób w mieście, z willą na Sardynii i życiem doczesnym, jakiego wielu pragnie.
Teraz, gdy u Gianny wykryto chorobę Alzheimera, swą starość spędzi nie na wyprawach jachtem, żeglując po Morzu Śródziemnym, ale opiekując się żoną, którą uwielbia, a która słabnie.
Wraca po dziesięciu minutach.
Mówię mu o miłości ukrzyżowanej, o posłuszeństwie wobec rzeczywistości, o darze z siebie.
Słowa są kruche wobec konkretności tak ciężkiej tragedii.
Myślę o innej parze, którą znam, są w podobnej sytuacji. Przypominam sobie jej zagubiony wzrok skierowany w pustkę, i jego, który się nią opiekuje jak noworodkiem, karmiąc ją i przebierając.
Jakież trudne będzie to Boże Narodzenie dla Enrika.
Obiecuję mu modlitwę.
Żegnamy się z sercem przepełnionym emocjami, nie mam odwagi złożyć mu życzeń świątecznych.
Modlę się do św. Józefa, patrona posłusznych, patrona zrozpaczonych, stróża Świętej Rodziny.
opr. ab/ab