Konferencje, kazania, przemówienia, listy oraz modlitwy nawiązujące do kapłaństwa, Eucharystii i Kościoła autorstwa o. Ignacego Posadzego - wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
|
O kapłaństwie
„I na kogóż przejdzie to wielkie po Chrystusie dziedzictwo?
Na czyjeż barki spadnie ten zaszczytny, ale przerażający ciężar?
Czy na barki anielskie?
Nie! Zbawiciel wybiera słabych ludzi, wybiera nas, kapłanów, na swoich zastępców — i oto uroczysty testament, testament obchodzący zarówno niebo i ziemię, którym w chwili Wniebowstąpienia uczynił nas spadkobiercami swojego wielkiego zadania:
Data est mihi omnis potestas in coelo et in terra. Sicut misit me Pater, et ego mitto vos — euntes ergo docete omnes gentes et ecce ego vobiscum sum omnibus diebus, usque ad consummationem saeculi!”
Źródło: Archiwum Postulatora
I. Posadzy.
Konferencje. Kapłaństwo, t. I, s. 4-10
Sprężyną duchowego życia jest myśl, idea. Zapada ona w duszę człowieka, pochłania ją, bierze pod swoje berło wszystkie władze umysłu i serca naszego, słowem, jak ów demon Sokratesa podbija nas jakąś niezwyciężoną siłą i staje się gwiazdą przewodnią całej podróży naszego żywota. Może to być nawet idea zła, nieszlachetna, fałszywa — i wówczas zaprowadzi ona człowieka na bezdroża moralne — ale w każdym razie będzie ona główną sprężyną jego życia.
Wszyscy podlegamy temu prawu: każdego prowadzi albo gwiazda Mędrców, albo ognik fałszywy, i tylko ludzie ograniczeni, ludzie niedojrzali żyją bez żadnej przewodniej myśli. Patrzmy na krzątanie się świata, patrzmy na ludzi nauki, handlu lub rzemiosła, a przekonamy się, że wszyscy oni działają pod wpływem jakiejś idei i że działanie to będzie o tyle energiczniejsze, wytrwalsze, o ile ta idea głębiej przenika ich dusze. Skoro zaś idea słabnie, skoro traci swoją sprężystość, odbija się to niezawodnie i niezwłocznie na życiu. Z tego więc zasadniczego prawa, kierującego moralnym życiem człowieka, wypływa prosty wniosek, że i w naszym też życiu wszystko zależy od tego, jaką ideę tworzymy sobie o powołaniu kapłańskim i o ile ta idea na nas oddziaływa.
Jeśli świeci ona w duszy naszej jasnym płomieniem, jeśli ją przenika do głębi i krąży w niej ustawicznie jakby krew w organizmie, wówczas życie nasze kapłańskie jest pełne siły i rumieńca. Jeśli zaś — przeciwnie — idea ta w nas gaśnie, jeśli tej krwi duchowej ubywa, wówczas już z prawa logiki i z prawa konieczności życie nasze musi być blade, musi być niedołężne, bezsilne.
Idea kapłańska zdrobniała dziś w naszym umyśle tak, że jej dziś nie pojmujemy w całym ogromie rozmiarów, że nie przenika ona na wskroś naszego serca, nie zapala i nie porusza woli; słowem, nie jest duszą naszej duszy, która by jej udzielała energii i życia. Wielu znajduje się między nami takich, którzy może nigdy nie zdali sobie sprawy z wielkości powołania, nigdy nie zważyli na szali swojego serca ciężaru tego słowa: tu es sacerdos in aeternum, a jeśli gdzie ta idea świeci, to takim bladym, takim martwym promieniem, że prawie żadnego wpływu nie wywiera na życie.
Stąd to pochodzi, że dzisiaj kapłan, ta postać niebotyczna, ten mąż majestatyczny i Boży, zredukował się do roli funkcjonariusza duchownego. Kapłana, który by rozumiał, jaki skarb piastuje w swoich dłoniach, któryby czuł na sobie cały ciężar idei kapłaństwa, któryby pod brzemieniem tych idei uginał się, truchlał i jęczał, rzadko dziś spotkać możemy. Zapomnieliśmy, kim jesteśmy, osłabiliśmy w nas sam korzeń kapłańskiego życia, zgasiliśmy samo ognisko wszelkiego ciepła i siły, tj. ideę powołania, a więc niepodobna, by życie to nie uległo pewnemu kalectwu. Wszakże drzewo bez korzeni usycha, a ciało bez duszy staje się zimną bryłą. Jeżeli więc pragniemy się obudzić z duchowego letargu, musimy zacząć ten proces od umocnienia w naszej duszy idei kapłaństwa.
Czym to pierwsi kapłani Chrystusowi byli potężni i wielcy? Właśnie siłą swojej idei. Zasilani potęgą łaski Bożej, zgłębili oni ją, umiłowali, przejęli się na wskroś jej ciepłem, mieli ją zawsze w pamięci, i to jest cała tajemnica ich męstwa, prac, gorliwości, poświęceń, słowem tego wszystkiego, co podziwiamy w ich życiu. Tak też i dla nas jedyna nadzieja duchowego odrodzenia jest w tym ziarnie gorczycznym idei. Inaczej wszystkie nasze usiłowania będą daremne, bo gmach bez fundamentu ostać się nie potrafi. Przy Bożej tedy pomocy postawmy sobie pytanie: Co to jest właściwie kapłaństwo? Czyli innymi słowy: postarajmy się zgłębić, odczytać i wyrozumieć wielką ideę powołania naszego.
Pismo Święte na wielu bardzo miejscach i w bardzo wzniosły sposób przedstawia nam ideę kapłaństwa. Cóż bowiem może lepiej uwydatnić całą wielkość i urok kapłańskiego zawodu, jak np. owe tytuły: światłości świata, soli ziemi, pasterzy, pośredników i szafarzy Boskich tajemnic, którymi zaszczyca kapłanów?
Lecz jeśli idzie o pełniejsze orzeczenie idei kapłaństwa, nie znajdujemy nigdzie głębszego i trafniejszego jej określenia, jak w ustach Apostoła narodów, który mówi, że kapłan jest to Mąż Boży — Homo Dei. Taka jest idea św. Pawła o naszym powołaniu. Piękniejszej co do formy, a głębszej co do treści żądać już nie możemy. W tym orzeczeniu Homo Dei zawiera się wszystko: nasza wielkość, zaszczyty i cały ogrom celów, którym za narzędzie służymy. A z drugiej znowu strony cała chluba i zgroza tego stanowiska, przywodząca na myśl owe słowa Proroka, gdzie akcent uniesienia ginie pod dreszczem przestrachu: audite insulae et attendite populi de longe! Dominus ab utero vocavit me et dicit mihi; servus meus es tu, quia in te gloriabor! Lecz potrzeba zgłębić tę ideę, potrzeba, że tak powiem, zstąpić do jej otchłani, jeśli chcemy zasilić się z jej skarbów. Przystąpmy więc do czytania wielkiej myśli św. Pawła i rozpatrzmy ją najpierw w zewnętrznym, literalnym znaczeniu. Będzie to jakby chwilowe zatrzymanie się w przedsionku świątyni, nim do jej wnętrza wejdziemy.
I tak, w pojęciu Apostoła kapłaństwo jest służbą u Boga, a więc relacją, stosunkiem, obcowaniem z Nieskończoną Istotą. Kapłan zaś to domownik, powiernik, zastępca i sługa Boży w najobszerniejszym znaczeniu wyrazu! Tu autem, o Homo Dei. W jakichże więc wielkich, przerażających konturach występuje kapłan spod zasłony tej myśli, wziętej już tylko literalnie, zewnętrznie! Jak uroczyście, tajemniczo, niby Mojżesz zza mgły synajskiej, przedstawia się on oczom rozumu i wiary! Bo cóż to jest, pytam, stosunek, obcowanie z Bogiem, który sam powiada o sobie: non enim videbit me homo, et vivet? Co to jest dla człowieka stawać u tronu Bożego, jeśli żywą wiarą zmierzymy Jego ogrom? Ach, to coś niewypowiedzianie strasznego, to coś jakby deptanie po rozżarzonych węglach, to coś jak chwila sądu na Dolinie Jozafata. Jeśli chcemy bezpośrednio dotknąć się Jego ogromu i świętości, wznieśmy się lotem św. Jana do niebios i ogarnijmy myślą następujący obraz: Et statim fui in spiritu: et ecce sedes posita erat in coelo, et supra sedem sedens. Et de throno procedebant fulgura et tonitrua. Et vidi et audivi vocem angelorum multorum in circuitu throni et erat numerus eorum milia milium. U tego więc Pana, Króla Wieków wszechpotężnego i wszechświętego, u Tego Majestatu strasznego, który sam przed sobą ukrywał Mojżesza na Synaju, by go nie zgniótł widokiem swego blasku i chwały, u Tego — mówię — Pana, kapłan sprawuje służbę, u Jego boku stanowisko zajmuje! Jakaż myśl przepaścista, jak niepojęta wysokość! O zaprawdę, jak dłonią nie wyczerpiemy głębin oceanu, tak drobną skalą myśli nie potrafimy zmierzyć tej przerażającej wielkości.
Tutaj już kres wszelkich zaszczytów, tutaj też suma wszelkich brzemion — angelicis humeris formidandum. I kiedy promieniem wiary rozświetlimy tę przepaść, wówczas serce dwoi się w uczuciach i nie wiesz, czy wołać z królową Sabą: beati viri tui et beati servi tui, qui stant coram te semper, czy też powtarzać okrzyk patryjarchy: quam terribilis est locus iste! Tak, Mężowie — Bracia, oceniajmy stanowisko kapłańskie. Tylko ze szczytu niebios można je ogarnąć, tylko przy świetle błyskawic otaczających tron Boży można zrozumieć jego niebotyczną wysokość. Z tego punktu zapatrując się na kapłaństwo, pojmiemy, że wybiega ono nieskończenie poza sferę ziemskości: de mundo non sunt sicut et ego non sum de mundo, że kapłan jest prawdziwie wyższą, nadludzką istotą — pojmiemy w końcu te przesadne na pozór słowa Kasjana: o sacerdos Dei! Si altitudinem coeli contemplaris, altior es; si pulchritudinem solis, lunae et stellarum, pulchior es; si Dominorum sublimitatem, sublimior es, solo tuo Creatore inferior. Wszakże jest to tylko rzut oka na zewnętrzne oblicze Męża Bożego — Homo Dei.
Tak poważne i wzniosłe pojęcie o kapłaństwie, ileż bardziej spotęguje się ono, skoro głębiej zbadamy orzeczenie apostoła, tj. przypatrzymy się celom i zadaniom kapłaństwa! Ach, tu już istna przepaść, istny ocean wielkości, którego oko ludzkie nigdy przebiec nie zdoła! Wpłyńmy nań żaglem myśli, ale wpłyńmy z wielką uwagą, bo tu właśnie spoczywa cała siła pojęcia: Mąż Boży — Homo Dei.
Otóż kapłaństwo, że dotknę jego zadań najważniejszych, w których wszystkie inne się mieszczą, jest to naprzód wielkie, wybrane narzędzie Opatrzności do urzeczywistnienia głównego celu Stwórcy, tj. chwały Jego, która stanowi alfę i omegę, początek i ostateczną metę całego dzieła stworzenia. Ten cel zakreślił sobie Pan Bóg przy spełnieniu aktu twórczego, do niego zmierzają wszystkie działania Boże na zewnątrz, w nim zawiera się cała suma interesów nieba i ziemi — i temu to najświętszemu celowi kapłaństwo służy za organ! Lecz przypatrzmy się nieco bliżej temu pierwszemu zadaniu kapłaństwa, które tak brzmi w mowie anielskiej: Gloria in altissimis Deo!
Kapłan więc to Mąż Boży, w całej sile tego wyrazu — separabis (levitas) de medio filiorum Israel ut sint mei, ut serviant mihi. On to służy bezpośrednio interesom Niebieskiego Pana; on to zawiaduje sprawą, która Boga najbliżej obchodzi, tj. sprawą Jego chwały. Mówi niejako do nas: Ja, Pan i Król nieśmiertelny, przebywam tu, na stolicy wszechświata i odbieram hołdy od niebian; ale tam daleko, tam na kończynach stworzenia, tam w przepaści przestworów, są inne Moje dzieci, od których także należy Mi się chwała. Was przeto powołuję, wy Mnie tam zastąpcie, wy uczcie te dzieci o Ojcu, wy odbierajcie od nich należną Mi daninę, bo jeśli jej nie otrzymam, nie ziszczą się moje twórcze zamiary! Posui vos, ut eatis et fructum afferatis. Pytam więc, Mężowie — Bracia, jestże co szczytniejszego na świecie nad tę misję kapłańską?
Kiedy jedni ludzie podnoszą sztandar zaboru i służą mieczowi, kiedy inni kupią się pod sztandarem nauki, inni pod sztandarem przemysłu, jedno tylko kapłaństwo podnosi nad światem chorągiew Bożą i woła słowy Proroka: Venite adoramus! Venite procidamus ante Deum, qui fecit nos, quia ipse est Dominus Deus noster!
Zadaniem kapłaństwa jest stać wśród tego wiru celów, zabiegów, cierpień jak promienna morska latarnia wśród spienionych odmętów i z wieku do wieku podawać ów wielki a święty zakon: Reddite, que sunt Dei Deo. Czy ludzkość, zwiedziona fałszywą nauką lub zaślepiona namietnościami, zanurza się w ciemności moralne, tj. wyzuwa się z wiary, zapomina o Bogu i nie płaci Mu należnego długu: confregisti iugum, et dixisti: non serviam? Zadaniem kapłaństwa jest stawać w obronie znieważonego Pana, zachodzić drogę zbłąkanym dzieciom. Gdyby nie ten sztandar w rękach kapłańskich, gdyby nie głos kapłański, nawołujący ludzi do znajomości i czci Bożej, już dawno świat zapomniałby o Bogu, już dawno stałby się warsztatem tylko ziemskiej, materialnej myśli — a huk armat i łoskot machin parowych byłby jedyną modlitwą wśród wydziedziczonej z Boga i czci Jego ludzkości. Czyż nie wzniosła, nie majestatyczna rola? Ach, kiedy z tej wyżyny patrzymy na nasz zawód, wówczas kapłan przedstawia się oczom naszym jako słońce moralne, oświecające ziemianom tron Boży, aby go nigdy nie stracili z widoku. Przedstawia się jako Arka Przymierza, niosąca po fali wieków ideę Bóstwa, ową mannę duchową świata, bez której by zmarniał i zginął w zwierzęcym poniżeniu.
Wszakże chwała Boża, jakkolwiek jest głównym celem człowieka, przecież jednym nie jest. Bóg, Miłość nieskończona, stworzył istoty rozumne nie dla prostej dekoracji świata, nie dlatego, aby tron swój otoczyć tłumami wielbicieli. Miał on w tym myśl, że tak powiem, bardziej szczytną, ojcowską, tj. chciał się z nimi podzielić bezmiarem swego szczęścia. Z tego więc wypada, że obok chwały Bożej, jako pierwszego celu stworzenia, idzie z kolei drugi, niemniej wzniosły i ważny, tj. wieczne uszczęśliwienie ludzkości. Ale wiemy, że przez upadek pierwszych rodziców ta urocza myśl Boża uległa smutnemu rozbiciu. Lecz Bóg jest Miłością. W skarbach przeto swojej litości nie tylko znalazł słowo przebaczenia i łaski dla nieszczęsnych dzieci Adama, lecz im nadto zgotował naprawę — naprawę kosztem Jednorodzonego Syna. Lecz jeśli Chrystus nawiązał na nowo nić synostwa między Bogiem a ludźmi, toć potrzeba było kogoś do dalszego prowadzenia Jego dzieła w szeregu wieków następnych. Potrzeba było dziedziców Jego myśli i misji, którzy by zbawienne skutki krzyżowej ofiary roznieśli po wszystkie miejsca, wszystkie pokolenia i czasy.
I na kogóż przejdzie to wielkie po Chrystusie dziedzictwo? Na czyjeż barki spadnie ten zaszczytny, ale przerażający ciężar? Czy na barki anielskie? Nie! Zbawiciel wybiera słabych ludzi, wybiera nas, kapłanów, na swoich zastępców — i oto uroczysty testament, testament obchodzący zarówno niebo i ziemię, którym w chwili Wniebowstąpienia uczynił nas spadkobiercami swojego wielkiego zadania: Data est mihi omnis potestas in coelo et in terra. Sicut misit me Pater, et ego mitto vos — euntes ergo docete omnes gentes et ecce ego vobiscum sum omnibus diebus, usque ad consummationem saeculi!
Oto jest nasze chlubne i przerażające po Chrystusie dziedzictwo, oto inwestytura na prowadzenie kalwaryjskiego dzieła, od którego zależy urzeczywistnienie drugiej połowy twórczych zamiarów Boga, tj. wieczne uszczęśliwienie ludzkości! Wielki Apostoł Paweł zawarł to w krótkich, ale niezmiernie głębokich słowach: pro Christo enim legatione fungimur! Otóż kapłan, uważany z tego względu, jest depozytorem trojakiego skarbu, którego wartości myśl ludzka ocenić niezdolna, czyli występuje w trojakim stosunku: do Stworzyciela, do Odkupiciela i do odkupionej ludzkości. Roztrząśnijmy pokrótce te punkta.
a) W stosunku do Stworzyciela
I nam to, jako dzieciom misji Chrystusowej, dostał się zaszczyt współdziałać Stworzycielowi w celach uszczęśliwienia ludzkości. Nam to oddano w depozyt wszelkie Jego w tej sprawie nadzieje! Jak niegdyś mówił Bóg do Jeremiasza: ecce constitui te super gentes et super regna, ut aedifices et plantes, tak też i dzisiaj daje kapłanom zupełną władzę, zupełną plenipotencję nad swoim dziełem, a sobie tylko jedno zastrzega, jedno powtarza naleganie: exi cito! Compelle intrare, ut impleatur domus mea — to cała troska niebios! Jakaż przepaść zaszczytu i odpowiedzialności mieści się w tym poglądzie, jaka potęga tych słów: Dei enim adiutores sumus! Jaka święta groza przejmuje serce na myśl, że w słabych dłoniach niesiemy spełnienie lub upadek tej myśli, która przewodniczyła Bogu przy stworzeniu człowieka, którą Bóg nosił od wieków w planach swojej miłości!
Ach, tu już nie 40 wieków patrzy na kapłaństwo ze szczytu piramid, ale sam Ojciec wszechświata śledzi niespokojną źrenicą skutki misji kapłańskiej, sam Bóg, że powiem po ludzku, wygląda z trwogą i nadzieją, jaki nadamy rezultat twórczym Jego zamiarom! Albo je urzeczywistnimy przez wierność naszemu zadaniu i wtedy spełnią się odwieczne zamysły Opatrzności, albo zdradzimy nasze powołanie — i wówczas zniewolimy Boga wyrzec przekleństwo na własne swoje dzieło — discedite a me maledicti!
b) W stosunku do Odkupiciela
Skoro zaś Stworzycielowi tak wiele zależy na misji kapłańskiej, uważanej jako narzędzie do osiągnienia drugiego celu stworzenia, tj. uszczęśliwienia ludzkości, ileż bardziej te sprawy obchodzą Zbawiciela, który ją poparł ofiarą krzyżową! Bóg Ojciec, że tak powiem, włożył w nią nie tylko trudy swojej mądrości i miłości, lecz Syn Boży krew i życie na jej ołtarzu poświęcił! Empti enim estis pretio magno. Scientes, quod non corruptibilibus auro vel argento redempti estis, sed pretioso sanguine quasi agni immaculati Christi et incontaminati.
Kapłan więc trzyma istotnie w swych dłoniach wielki interes krzyża i krwi Chrystusowej. W jego rękach jest wszystko, może on rozmnożyć lub niszczyć plony kalwaryjskiego posiewu. Może dopomóc Mistrzowi do odebrania swojej własności albo też zawieść wszystkie Jego nadzieje! Dlatego to Zbawiciel, oddając skutki swojej ofiary na dyskrecję pierwszych kapłanów, tak stanowczo nalegał: ut fructum afferatis. Dlatego to, wiedząc, że tylko prawdziwej, wypróbowanej przyjaźni można oddać w depozyt taki skarb nieoceniony, nazwał ich rzewnym mianem przyjaciół: iam non dicam vos servos, sed amicos meos. Dlatego to w końcu trzykroć apelował do najszczytniejszego uczucia w człowieku, do uczucia miłości, nim się zdecydował powiedzieć: pasce oves meas! Daremnie silić się na słowa i porównania, aby wykazać całą doniosłość i ogrom tego posłannictwa. Piastować sprawę krzyża i nieść przed światem to Królestwo, w którym się skupią wszystkie nadzieje ludzkości. Jest to mieć w swoich rękach cały rezultat dziejów, począwszy od owego brzasku nadziei, aż do Verbum caro factum est, aż do Consummatum est, aż do emisit spiritum, na które słońce zagasło i ziemia zadrżała w posadach!
opr. ab/ab