"O wychowaniu i formacji". Tom IV spuścizny Sługi Bożego o. Ignacego Posadzego /fragmenty/
|
Źródło: Archiwum Postulatora
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. XI — Rok liturgiczny, s. 85-87
Męka [Chrystusa jest] punktem kulminacyjnym. Jest to godzina ukończenia ofiary, która ma przynieść nieskończoną chwałę Ojcu, odkupić ludzkość, otworzyć jej źródło życia wiecznego. Jezus od pierwszej chwili Wcielenia pragnie ujrzeć tę godzinę, którą nazywa godziną swoją. Nie chce uprzedzać tej godziny. Żydzi nieraz usiłowali się targnąć [na Niego] — uchodził, bo jeszcze nie przyszła była godzina jego. Kiedy wybiła, oddaje się z zapałem: „Gorąco pożądałem pożywać z wami tę Paschę przed męką moją” [(Łk 22,15)].
Najpierw [Chrystus] z miłości ku Ojcu [podejmuje] śmierć krzyżową: „Aby poznał świat, że miłuję Ojca, tak czynię” [(J 14,31)]. Przyjmuje wszystko, czego żąda Ojciec: „Nie moja wola...” [(Łk 22,42)]. Nadeszli siepacze, Piotr chce Go bronić, ale [Chrystus] powściąga Piotra: „Czyż kielicha, który mi dał Ojciec, pić nie będę?” [(J 18,11)].
Przynaglała Chrystusa także miłość, którą nas ukochał. Przy Ostatniej Wieczerzy co mówi do Apostołów? „Większej nad tę miłości żaden nie ma, aby kto duszę położył za przyjacioły swoje” [(J 15,13)]. Wreszcie opuszczenie przez własnego Ojca: „Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił?” [(Mk 15,34)]. Prawdziwie wypił Jezus kielich aż do mętów. Kiedy wyczerpnął wszystkie boleści, wyrzekł: „«Dokonało się», a skłoniwszy głowę, ducha oddał” [(J 19,30)]. Kiedy w Wielkim Tygodniu czyta Kościół opis męki, przerywa przy tych słowach, by uczcić śmierć Jezusa.
Niech się wzruszą serca nasze. Jezus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Albowiem miłość — mówi św. Paweł — przynagla nas [(por. 2 Kor 5,14)]. Chrystus wysłużył obfitość łask. Gorliwość Apostołów, odwaga męczenników, czystość dziewic — czerpie swe soki żywotne z Krwi Jezusowej. Wszystkie łaski są nabyte ceną tej Krwi. Ponieważ ta cena jest nieskończona, nie ma takiej łaski, której byśmy się nie mogli spodziewać.
Obfite u Niego odkupienie. Za życia Jezus [mówił] do Żydów: „A ja, gdy będę podwyższon, pociągnę wszystko do siebie” [(J 12,32)] — posiadam moc pociągania was ku siebie, oczyszczania, uświęcania i podnoszenia aż do nieba.
W ciągu Wielkiego Tygodnia Kościół przeżywa dzień za dniem wszystkie akty krwawego misterium. Stawia wszystkie swoje dzieci wobec tych cierpień, które zbawiły ludzkość. Tyle dusz spędza te dnie w obojętności. Tym gorliwiej rozpamiętywajmy w łączności z Kościołem tajemnice świętej Męki. Wszyscy święci uczyli się miłości przez rozważanie męki. Bohaterowie czasów męczeństwa, Franciszek z Asyżu, Ignacy Loyola, Jan od Krzyża: „Panie, cierpieć, być wzgardzonym dla Ciebie”. Ta miłość Boża przechodzi w głód cierpienia u takich, jak: św. Ludwina, Katarzyna Sieneńska, Magdalena de Pazzis (cierpieć — nie umierać), Teresa od Jezusa (albo cierpieć, albo umrzeć), Katarzyna Emmerich.
Rzeczywiście, któryż chrześcijanin, rozważając mękę Jezusa, mógłby żyć bez miłości? „Rany Jezusa — mówi św. Bonawentura — są to strzały, które zranią i najtwardsze serce; to płomienie, które rozpalą i najzimniejsze dusze”. Św. Tomasz odwiedził św. Bonawenturę i zapytał: „która książka posłużyła mu najwięcej w jego dziełach”. „Obraz Ukrzyżowanego poczerniały od pocałunków. To jest moja książka. Z niej wyuczyłem się tej odrobiny wiedzy, jaką posiadam”. Św. Filip Benicjusz nazywał krucyfiks „swoją książką”. Bł. Henryk Suzo wziął raz ostre żelazo i wypisał na piersiach imię Jezusa. Ociekając krwią, poszedł do kościoła. Przed Ukrzyżowanym tak się modlił: „O Panie, jedyna miłości mojej duszy! Chciałbym Cię jeszcze głębiej zapisać w moim sercu, lecz nie mogę. Uzupełnij to, wyciśnij tak Twoje uwielbione imię, żeby nigdy nie było wymazane”.
To rozpamiętywanie cierpień Jezusa przynosi duszom liczne owoce. Rozpamiętywać mękę Zbawiciela — w Niej zajaśniały szczególniejszym blaskiem Jego cnoty. Zdobiły wszystkie cnoty, ale szczególniejszą sposobność do ich ujawnienia dała Męka. Miłość dla Ojca, ku ludziom, nienawiść grzechu, przebaczenie zniewag, cierpliwość, słodycz, męstwo, posłuszeństwo, wszystkie te cnoty doszły heroicznego stopnia podczas tych dni bolesnych.
Jest jeszcze [jeden] powód rozpamiętywania Męki. Kiedy rozważamy cierpienie Jezusa, Jezus udziela nam wedle stopnia wiary łaski do wykonania cnót. Kiedy Chrystus żył na ziemi, dobywała się z Jego boskiej osoby wszechpotężna moc, leczyła ciała i ożywiała dusze! „Moc wychodziła z Niego i uzdrawiała wszystkich” [(Mk 6,56)]. Coś podobnego dzieje się, gdy przez wiarę wchodzimy w kontakt z Jezusem. Tym, co z miłością szli na Golgotę, byli obecni, udzielił Chrystus zapewne łask szczególniejszych. Tę władzę udzielania łask zachowuje Chrystus do dziś dnia. Jeśli w duchu wiary pójdziemy za Nim, użyczy nam tych samych łask.
By zebrać tak kosztowne owoce Drogi Krzyżowej, zyskać liczne odpusty, wystarczy zatrzymać się przy każdej stacji i rozważać przez chwilę mękę Zbawiciela. Żadne formuły modlitewne, żaden specjalny sposób rozważania nie jest przepisany. Pełna swoboda, by mógł iść za swym upodobaniem i pociągiem Ducha Świętego.
Było to w piątek 15 lipca, o godzinie drugiej po południu. Wyszliśmy z Casa Nuova OO. Franciszkanów razem z innymi pielgrzymami, by wziąć udział w Drodze Krzyżowej. Drogę Krzyżową odprawia się w Jerozolimie każdego piątku o godzinie trzeciej. Szliśmy wspólnie z czterema klerykami amerykańskimi. Poznaliśmy ich w klasztorze. Od pierwszej łączyła nas z nimi serdeczna przyjaźń. Znajdował się wśród nich pewien profesor historii przy uniwersytecie w Cambridge, w Ameryce Północnej. Był on protestantem. Przed dwoma laty nawrócił się i wstąpił jako zwyczajny kleryk do seminarium duchownego w Boston. Polska zawdzięcza temu wielkiemu uczonemu niesłychanie dużo. Liga Narodów powierzyła mu bowiem w swoim czasie ustalenie granic zachodnich Polski. Zadanie to spełnił ów profesor sumiennie, kierując się przy tym największą życzliwością dla Polaków. Znał on przecież historię Polski tak, jak może żaden inny cudzoziemiec. O drugim rozbiorze Polski napisał nawet osobne dzieło.
Dochodzimy do „koszar Piłata”. Tu jest bowiem pierwsza stacja Drogi Krzyżowej. Zgromadziło się dużo pielgrzymów. Widzę misjonarzy z misji zamorskich, kapłanów, zakonnice i wielką ilość świeckich ze wszystkich możliwych krajów i ras. Jest nawet dwóch biskupów. Idziemy dalej. Przed nami chłopiec arabski niesie czarny krzyż. Obok uwija się „kwas”, służący z patriarchatu, z płaszczem u boku. Idzie naprzód i zatrzymuje ruch uliczny. Jadący na osiołkach czy wielbłądach czekają, dopóki procesja nie przejdzie. Pełno tu bazarów — ludzi kupczących, zajętych codziennością. Nikt nie zwraca na naszą procesję uwagi. Mijają nas ludzie obojętni, z nudą na twarzy. Z okna wychylają się dzieciaki arabskie i plują na nas, a potem cofają się w głąb za kraty. Tak samo jak kiedyś... Ludzie tutejsi podobni do tych, co byli sprawcami męki Pańskiej...
Pięć ostatnich stacji i scen dramatu wielkopiątkowego kryje bazylika, która się wznosi nad Golgotą i Grobem Pańskim.
Golgota! Jeszcze kilka kroków do niej. Kiedyś góra skalista i naga, podobna do trupiej czaszki. Na niej rozrzucone bielały trupie piszczele skazańców. Droga Krzyżowa wynosiła kiedyś zaledwie 600 metrów. Dzisiaj idzie się dłużej. Uliczki są bowiem kręte i pozagradzane. Myśl nasza cofa się do Wielkiego Piątku. Tą samą drogą szła też procesja! Krwawa to była procesja! Tworzyli ją ludzie pełni nienawiści dla swej Ofiary. Jezus wpośród pospólstwa i gawiedzi ulicznej. Ten sam upał, to samo niebo, to samo słońce, olśniewające a posępne. I powietrze to samo, którym Chrystus oddychał... Droga Krzyżowa w Jerozolimie! Idąc drogą tą bolesną, Chryste, Tyś wiedział, że my nią kiedyś pójdziemy bez Ciebie, ale z Tobą w duchu i w sercu.
Wchodzimy. Przy wejściu kobiety skulone w modlitewnej zadumie. W głębi jarzy się wielkie światło. To lampy zawieszone nad „Kamieniem Namaszczenia”. Strumienie szeptów i westchnień, szelest nieustających kroków... Panuje tu półmrok. Z dala widać jakby cienie wlokące się opodal. Padają na twarze, a wtedy słychać szlochy przeciągłe, stłumione. To pielgrzymi, ludzie z różnych zakątków ziemi, ubodzy duchem, płaczący.
Po stopniach wchodzimy na Golgotę... Jest tam dziś kaplica w kształcie czworoboku. Ściany jej wyłożone marmurami barwy krwawej. Sklepienie wspiera się na ciężko osadzonych filarach. Dzielą one najświętsze miejsce na dwie części czy kaplice. Jedna z nich to kaplica przybicia do krzyża, druga zaś to „kaplica ukrzyżowania”.
O. Gwardian odmawia modlitwy. Słychać głośne szloch i łkania. Wylewa się tu tęsknota i ludzki ból. Serca goreją. Wczuwamy się żywo w dramat Golgoty...
Msza św. na Golgocie! Ofiara bezkrwawa tam, gdzie płynęła prawdziwa krew Zbawiciela. Dobrze, że czas wyznaczony, bo skończyć by nie można. Dusza wyrywa się w nadziemskie regiony. Przy tym drży cała, bo czuje Jezusowe konanie, Jego przeogromny ból...
Golgota to geograficzny punkt kuli ziemskiej. Tak twierdzą niektórzy. W każdym razie Golgota stanęła pośrodku dziejów ludzkich. Trafnie też powiedział Bossuet: „Gdybym miał zebrać wszystkie książki świata w jedną i wszystkie jej strony w jedną, a wszystkie jej słowa w jedno — tym słowem byłoby — Crucifixus — Ukrzyżowany!”.
Ukrzyżowany Bóg... Wielki Piątek staje przed oczyma w całej swej okropności. Patrzymy na wielki Krucyfiks. Tak wisiał tu kiedyś Zbawiciel. Od stopy nóg aż do wierzchołka głowy nie masz w Nim zdrowia. Każdy nerw, każda cząstka cierpi męki, katusze. Stawy i ścięgna wyciągnięte jak na torturze. Rany palą niby ogień. Żywe rany, a w nich gwoździe rozrywające. Język i usta spalone gorączką. Usta Jego szeptały w konaniu swym psalm, którego początek tylko słyszała ziemia.
„Boże mój, czemuś mnie opuścił? Wołam do Ciebie dzień cały, a nie słuchasz. Wylanym jest jako woda i rozsypały się wszystkie kości moje. Wyschła jak skorupa siła moja, a język mój przysechł do podniebienia mego. I obróciłeś mię w proch śmierci” [(Ps 22,2-3.15-16)].
I światem wstrząsnął lęk przeraźliwy. W przepastnych dolin głębinach wichry burzą jęczały. Zawodziły jęki i łkały głosem ponurym... I fale się morza ciskały ogromne... I lasy łamały się całe... Z nieba krwawe padały pioruny... I ziemia drżała przerażona, jak gdyby w konwulsjach przedśmiertnych. Kościelna zasłona z karmazynu i szkarłatu, cherubinem haftowana, na dwie części się rozdarła. I rozwarły się też groby, a po ulicach miasta sunęły chodzące trupy...
Dziś wznosi się tutaj kaplica Grobu Pańskiego. Tam padamy na kolana przed Grobem, z którego życie wykwitło. To stacja ostatnia. Klęczeliśmy długo na zimnej posadzce, tuląc do grobowych marmurów rozpalone czoła.
opr. ab/ab