Asceza, nie ekstrawagancja

Hieronim, Chorwat ze Strydonu, przez wiele lat miotał się między duchowymi skrajnościami i często odbijał od ściany. Gdyby jego biografia działa się dziś, nie tylko nie zostałby Ojcem Kościoła lecz wcale nie dostałby święceń. Wprawieni formatorzy dłubaliby palcem w brodzie, narady nad jego kandydaturą trwałyby godzinami, a sam Hieronim byłby przeciągnięty przez niekończące się testy i seanse terapii. Zbyt impulsywny duchowo, pobudzony, namiętny, najpierw około roku 373 zostaje mnichem w okolicach Jerozolimy. Stosuje na sobie wymyślne i surowe umartwienia, bo w nich zdaje się dostrzegać sposób na osiągnięcie Boga. Będzie tak robił prawie przez dekadę, poszcząc i modląc się bez umiaru, z zakładką uciążliwej pracy i morderczego studium po nocach. Nieznośny charakter, już wtedy samotnik, drażnił zarówno penitentów, którzy pragnęli szukać u niego wewnętrznej porady jak i swego przyjaciela papieża Damazego, któremu Hieronim służył za doradcę. Czy to nie duchowa przyjaźń zmieniła bezwzględnego ascetę i gwałtownika w męża Bożego? Nie wiadomo. Pewne jest to, że po wypróbowaniu na sobie srogiej dyscypliny życia, po erupcji egzaltacji, religijnej ekstrawagancji i jawnej skłonności do przesady, w roku 386 Hieronim uspokaja się i osiada w pobliżu groty narodzenia Pańskiego w Betlejem. Ojciec wiary urodził się Kościołowi dopiero przy Dzieciątku.

Asceza i dyscyplina to zawsze obecne w katolicyzmie, znaczące środki duchowego postępu i wzrostu. Nigdy nie może ich zabraknąć nikomu, kto myśli o znalezieniu Boga. Przy czym umartwienia, nawet te bardzo wymagające, nie mają nic wspólnego z ekstrawagancją. Egzaltowane jest ludzkie ego, a nie katolicka asceza. To ja człowieka, nieopanowane w porę, nieskorygowane, wypiętrzone, prowadzi do dziwactwa i wpędza osobowość w nieznośne napięcie. Może ono skutkować w efekcie psychotycznymi nawet schorzeniami. Trzeba spodziewać się i stosownie czuwać, bo im bardziej będzie rósł stan cywilizacyjnej zapaści, tym więcej będzie osób szukających mocnego uderzenia przez ascezę. Z ruin życia społecznego muszą wybiegać wtedy krzykliwe szkielety, którym śni się odbudowa zniszczeń przez fanatyczne zakładanie twierdz, wzmacnianie murów lub mobilizację religijnego wojska. Tymczasem dyscyplina życia wewnętrznego nie podlega namiętnej presji. Należy ją stosować stopniowo, zmiennie – w zależności od stanu zdrowia, okresu w liturgii, okoliczności i duchowego celu, jaki pragnie osiągnąć asceta – postępująco, pod kontrolą i zawsze z zamiarem ustania ascezy w chwili, gdy skończy się jej rola a cnota ugruntuje się w sumieniu. Kto nie potrafi zaprzestać w porę stosowania dyscypliny, ten raczej skupia się na własnej chwale niż na Bogu. Budowany jest za pomocą pobożności ołtarz auto adoracji, nawet jeśli na stole twardego ascety leży słownik pojęć mistycznych. Zdrowa dyscyplina, co ciekawe, potrafi zapobiec depresji. Bo celem ascezy nie jest wcale samoopanowanie lecz skuteczne uderzenie w dominację ja nad całą strukturą duchowego organizmu człowieka.

Biblijny Hiob, w antycznych skryptach nazywany też Jobem (z hebr. Iijob – co tłumaczy się jako prześladowany, poddany próbie), to jeden z największych ascetów jakich znają wszystkie strony Pisma świętego. Pan zgadza się na wprowadzenie Hioba w stan dramatycznej kenozy (por. Hi 1, 20-21). Nie wyraża jednak zgody na zniszczenie mu życia. Ewangelia Chrystusa przeciąga granice ascezy poza umartwienia fizyczne, sięgając do szczytu roszczeń ludzkiego egoizmu. Gdy tylko uczniowie biorą się za rządzenie, Jezus reaguje bez zwłoki i wyniosłym apostołom zakazuje zakazywać. Jako remedium przedstawia im betlejemskie dziecko (por. Łk 9, 50). Prawdziwa dyscyplina czyni jej adepta mniejszym, a nie większym w swoich własnych oczach.

Bóg nigdy nie opowie się przeciwko twojemu życiu. Nie prześladuj siebie ani innych. Prowadź życie ascetyczne po to, by kaprysy próżnego egoizmu nie wzięły panowania nad tobą.  

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama