Zima nadchodzi/nadeszła. Wiewiórki mają już swoje zapasy solidnie uzbierane, dla bezpieczeństwa – pochowane w różnych miejscach. Sarny i daniele są na nią gotowe zmienionym umaszczeniem – z czerwieni i brązów przeszły w siwości. Drzewa już dawno ściągnęły z liści zieleń chlorofilu w najgłębsze arterie swych korzeni. Znów go uwolnią i puszczą w krwiobieg z nastaniem wiosny. Większość ptaków odleciała wytyczonymi od wieków szlakami. Zostały te, które mogą sobie na to pozwolić – sikorki, wróble, sójki, kowaliki, czyżyki, dzięcioły, łabędzie. Niektóre zwierzęta schowają się na parę miesięcy w swe nory, gawry, żeremie. Słońce zna nowe pory swych wschodów i zachodów. Ziemia i wody stojące, posłusznie – to zamarzają, to roztapiają swą zmrożoną twardość.
Dobry Pan Bóg mówi do nas przez tę harmonię ról, mówi do nas przez przyrodę. Jezus jej nigdy nie przegapiał: figowce i wszystkie drzewa (Łk 21,29), lilie polne, morwy, wróble, obłoki, deszcze, wezbrane potoki, skały i piaski… Zachęcał zawsze do obserwacji i uczenia się od niej. Do odpoczywania w niej, cieszenia się jej pięknem i posłuszeństwem wobec zamiarów, które złożył w niej Stwórca. Bo wszystkie stworzenia są skończone: lis już inny nie będzie i zawsze się rzuci na spacerującą kurę, wszystkie krowy świata się jeszcze naprzeżuwają milionów ton trawy, a gepard zawsze się zerwie na stado antylop. Wszystkie z wyjątkiem jednego. Tylko człowiek dokończony nie jest… Wciąż wolny, wciąż szukający czegoś za kotarą życia, wciąż z jakimś brakiem, z tęsknotą. Czasem, tym wychylaniem się poza horyzont zachwycony, czasem zmęczony, nierzadko na taki scenariusz zbuntowany.
Nawet jeśli nie prowadzi życia duchowego, nie wiąże swego wnętrza ze Stwórcą, to nieustannie go rwie do przyrody. Szczególnie wtedy, kiedy czuje się zmęczony biegiem dni, tak podobnych do siebie w swych nęcących fajerwerkach. Nowoczesność wciąż go goni od rozrywki do rozrywki, od ofert do wydarzeń, od piątunia do piątunia i… rozstraja. Właśnie wtedy, i właśnie dlatego, ciągnie go do przyrody, bo nuci ona po cichu swą pieśń. Rwie go do przyrody, która się nie rozstroiła, do przyrody, która nigdy nie wyrzekła się swej pieśni posłuszeństwa, swej zgody na taki kształt i cel, jakie z miłości umieścił w niej Stwórca.
Rozstrojonego gałką nowoczesności człowieka, w głębi serca rwie do przyrody, bo ona się nie rozstroiła. I dlatego, po tylu wiekach, od tamtego jerozolimskiego figowca, od majestatu gór, od lasów i kotlin, od czyżyków i humbaków, możemy się wciąż uczyć tego samego – pokornego, cierpliwego, pełnego ufności i gotowości, czekania na odnowienie nieba i ziemi u kresu czasów.
Nie mogę się nas – nowych – doczekać. Nowych Nim i razem na zawsze. Nie przestaniemy się sobą dzielić. Słodki figowiec.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.