Dziś w liturgii słowa jesteśmy świadkami tego, jak trzy osoby dokonują podsumowania swojego dotychczasowego życia. Wszystkie trzy czynią to wobec Boga. Pierwsze dwa podsumowania mają miejsce w ewangelicznej przypowieści Jezusa. Dwie osoby przychodzą do świątyni. Najpierw widzimy faryzeusza: „Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Faryzeusz jest człowiekiem wierzącym, realizującym praktyki pobożne w sposób gorliwy i w nadmiarze. Jednak wnętrze tego człowieka przepełnione jest pychą i przekonaniem o własnej doskonałości. Faryzeusz uznaje siebie za lepszego od innych i pogardza bliźnimi. Ciekawe: patrząc z boku na tego człowieka, od razu te wady są widoczne. Jednak on sam ich nie dostrzega. Nie widzi grzechu pychy, nie dostrzega, jak łatwo ocenia innych i pogardza bliźnim. Jezus przedstawia nam tę postać, by przestrzec przed taką postawą. Chce nas uchronić przed groźnym przekonaniem, które być może rodzi się w nas: że jesteśmy lepsi od innych, że przecież gorliwe (być może gorliwiej od innych) spełniamy praktyki religijne: modlimy się, uczestniczymy we Mszy, pościmy w piątek, składamy ofiary pieniężne na Kościół. Jezus nie umniejsza praktyk religijnych (ani faryzeusza ani naszych), ale przestrzega, aby poprzez duchowe zaangażowanie nie wsączyła się w nas pycha. Pycha sprawia, że człowiek traci poczucie grzechu. A zjawisko utraty poczucia grzechu jest dziś naprawdę powszechne. Człowiek współczesny, jak faryzeusz, uznaje się często za doskonałego i dlatego tak łatwo mówi „nie mam grzechu”, „nie muszę się spowiadać”. Nie doświadcza żadnego żalu i nie potrzebuje ani odpuszczenia ani usprawiedliwienia. Już Papież Pius XII w połowie XX wieku mówił, że „grzechem tego wieku jest utrata poczucia grzechu”. Faryzeusz z dzisiejszej przypowieści pozostawał człowiekiem wierzącym. Niejeden współczesny w swojej pysze idzie dalej niż faryzeusz i stwierdza, że w ogóle Boga nie uznaje, że sam z siebie jest doskonały i nie potrzebuje zbawienia z nieba.
Do świątyni przyszedł także drugi człowiek: celnik. On też podsumowywał swoje życie: „stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Celnicy pobierali cło na rzecz rzymskiego okupanta. Uchodzili nie tylko za kolaborantów, ale także za wyzyskiwaczy, którzy zdzierali z ludzi pieniądze większe niż należało. Nie wiadomo, po jakim czasie nieuczciwego postępowania celnik przychodzi do świątyni. Nie wiadomo, co się wydarzyło w jego życiu? Co go skłoniło do żalu? Widzimy, że przychodzi z poczuciem winy za swoje grzechy i oszustwa. Przychodzi ze skruszonym sercem. Uznaje własną grzeszność. Swój żal wyraża względem Boga, bo wie, że poprzez grzech, będący krzywdą bliźniego, obraził samego Boga. Bije się w piersi, bo tam jest serce, które nie tyle jest symbolem uczuć, co raczej symbolem całego wnętrza człowieka. To w tym wnętrzu rodzą się niejednokrotnie niegodziwe decyzje: „z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli...” i wszelki inny grzech (por. Mk 7,21n). Dlatego też w liturgii Mszy św. przy słowach: „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”, bijemy się w piersi. Możemy i powinniśmy to czynić przy każdym żalu, szczególnie przed spowiedzią świętą. Szczery bowiem żal otwiera nas na łaskę i jest najważniejszym aktem w procesie naszego pojednania z Bogiem. Żal sprawia, że odchodzimy usprawiedliwieni przez Boga i Jego łaskę. Do nas odnoszą się słowa Jezusa: „Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten”. Przyznanie się do własnej winy to proces nieraz bardzo bolesny. Dobra spowiedź to niełatwe wydarzenie w naszym życiu. Ale tym lepiej będzie przeżyte, gdy wyraźniej będziemy się bili we własne (nie w cudze) piersi, mówiąc w głębi serca „moja wina”. Bez wybielania, bez usprawiedliwiania się, bez tłumaczenia się przed Bogiem: że ciężkie czasy, że taka praca, że taki już jestem, że miałem trudne dzieciństwo. „Moja wina”: nie drugich, nie otoczenia, nie moich przełożonych, nie moich podwładnych, nie bliźnich, którzy mnie nie rozumieją. „Moja bardzo wielka wina”. A w liturgii Mszy łacińskiej ten zwrot brzmi: „mea maxima culpa”, „moja największa wina”; może inni też mają winę, ale moja jest „maxima”.
Do ewangelicznej przypowieści nawiązał Jan Paweł II w jednej z najważniejszych swoich encyklik: „Veritatis splendor”. Papież pisał tak: „Celnik mógłby może znaleźć jakieś usprawiedliwienia dla popełnionych grzechów, które zmniejszałyby jego odpowiedzialność. Jednak w swojej modlitwie nie wspomina o nich, ale wyraża własną niegodność wobec nieskończonej świętości Boga: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!» (Łk 18, 13). Faryzeusz natomiast usprawiedliwił się sam, znajdując być może jakieś wytłumaczenie dla swoich uchybień. Stajemy w ten sposób wobec dwóch odmiennych postaw sumienia spotykanych u ludzi wszystkich czasów. Celnik stanowi przykład sumienia «skruszonego», które jest w pełni świadome swojej natury i swoich niedostatków – jakiekolwiek mogłyby być ich subiektywne usprawiedliwienia – widzi potwierdzenie tego, że potrzebuje odkupienia. Faryzeusz natomiast, to przykład sumienia «zadowolonego z samego siebie», żywiącego złudzenie, że może przestrzegać prawa bez pomocy łaski i przekonanego, że nie potrzebuje miłosierdzia”.
W dzisiejszej liturgii słowa, w drugim czytaniu, swoje życie podsumowuje także św. Paweł. Przebywa więzieniu i przeczuwa, że zbliża się jego śmierć. Ze słów omawianej wyżej ewangelicznej przypowieści nie wynikało, że podsumowanie tamtych dwóch było ostateczne. Ich życie toczyło się dalej. Jednak podsumowanie życia w obliczu zbliżającej się śmierci jest zawsze mocne i niezwykłe, bo ostateczne. Paweł pisze do Tymoteusza: „krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego”. Tu nie ma pychy, jak u faryzeusza z przypowieści. Jest pokój związany z poczuciem wypełnienia swojej apostolskiej misji. Paweł był świadomy tego, że kiedyś strasznie błądził i że z tej złej drogi wyrwał go Jezus. Kiedyś nawet nazwał siebie „poronionym płodem” (1 Kor 15, 8). Miał też świadomość własnych słabości, z którymi się zmagał i każde zwycięstwo nad nimi odnosił do Jezusa: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś – prawu grzechu” (Rz 7, 24n). Teraz w więzieniu, w obliczu zbliżającej się śmierci, Paweł ma w sercu pokój.
Warto już dziś zrobić takie podsumowanie życia, jakby było ono ostatnie. A gdy przyjdzie kres naszego życia, być może będziemy mieli pokój w sercu, jak św. Paweł. Obyśmy taki mieli! Choć różnie może być. Jeśli nie będziemy tak przygotowani jak św. Paweł, to obyśmy zdążyli wzbudzić żal, jak celnik z dzisiejszej przypowieści. O tę łaskę ostatecznego żalu już dziś warto się modlić. Bo ona wcale nie jest oczywista. Obok krzyża Jezusa umierało dwóch łotrów. Jeden zachowywał się jak faryzeusz z dzisiejszej przypowieści: nie uznawał swojej winy, a z Jezusa wręcz drwił: „Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas” (Łk 23, 39). Nawet w godzinie śmierci zachowywał się arogancko. Drugi łotr, jak celnik z dzisiejszej Ewangelii, miał świadomość własnych grzechów i prosił Jezusa o litość: „lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23, 40-42). Usłyszał słowa Jezusa pełne nadziei: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43). Obyśmy mieli łaskę odchodzić z tego świata, jak Paweł, z pokojem w sercu i w poczuciu dobrze wypełnionej misji życia, albo przynajmniej jak ten łotr, który zdążył wzbudzić żal i zawołać o zmiłowanie.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.