4
lipca
wtorek
Dzień Powszedni albo wspomnienie św. Elżbiety Portugalskiej
Rok liturgiczny: A/I
Pierwsze czytanie:
Rdz 19, 15-29
Psalm responsoryjny:
Ps 26
Werset przed Ewangelią:
Ps 130 (129), 5
Ewangelia:
Mt 8, 23-27

Patroni:

Pierwsze czytanie

Rdz 19, 15-29
Czytanie z Księgi Rodzaju

Gdy zaczynało świtać, aniołowie przynaglali Lota, mówiąc: «Wstań, weź żonę i córki, które są przy tobie, abyś nie zginął z winy tego miasta». Kiedy zaś on zwlekał, mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za ręce – Pan bowiem litował się nad nimi – i wyciągnęli ich, i wyprowadzili poza miasto.

A gdy ich już wyprowadzili z miasta, rzekł jeden z nich: «Uchodź, abyś ocalił swe życie. Nie oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj się nigdzie w tej okolicy, ale szukaj schronienia w górach, bo inaczej zginiesz!»

Ale Lot rzekł do nich: «Nie, panie mój! Jeśli darzysz twego sługę życzliwością, uczyń większą łaskę niż ta, którą mi wyświadczyłeś, ratując mi życie: bo ja nie mogę szukać schronienia w górach, aby tam nie dosięgło mnie nieszczęście i abym nie zginął. Oto jest tu w pobliżu miasto, do którego mógłbym uciec. A choć jest ono małe, w nim znajdę schronienie. Czyż nie jest ono małe? Ja zaś będę mógł ocalić życie».

Odpowiedział mu anioł: «Przychylam się i do tej twojej prośby; nie zniszczę więc miasta, o którym mówisz. Szybko zatem schroń się w nim, bo nie mogę dokonać zniszczenia, dopóki tam nie wejdziesz». Dlatego dano temu miastu nazwę Soar.

Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy Lot przybył do Soaru. A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia pochodzący od Pana z nieba. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność. Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli.

Abraham, wstawszy rano, udał się na to miejsce, na którym przedtem stał przed Panem. I gdy spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak gdyby z pieca, w którym topią metal.

Tak więc Bóg, niszcząc okoliczne miasta, wspomniał o Abrahamie i ocalił Lota od zagłady, jakiej uległy te miasta, w których Lot przedtem mieszkał.

Psalm responsoryjny

Ps 26
Psalm (Ps 26 (25), 2-3. 9-10. 11-12 (R.: por. 3a)

Twoją łaskawość zawsze mam w pamięci

Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, *
zbadaj me sumienie i serce.
Bo przed moimi oczyma łaskawość Twa stoi *
i postępuję w Twojej prawdzie.

Twoją łaskawość zawsze mam w pamięci

Nie zabieraj z grzesznymi mej duszy, *
a życia mojego z mężami krwawymi.
W ich ręku zbrodnia, *
a ich prawica pełna jest przekupstwa.

Twoją łaskawość zawsze mam w pamięci

Ja zaś kroczę w mojej niewinności, *
wyzwól mnie i zmiłuj się nade mną.
Na równej drodze stoi moja stopa, *
na zgromadzeniach błogosławię Pana.

Twoją łaskawość zawsze mam w pamięci

Werset przed Ewangelią (Alleluja)

Ps 130 (129), 5
Alleluja, alleluja, alleluja

Pokładam nadzieję w Panu,
ufam Jego słowu.

Alleluja, alleluja, alleluja

Ewangelia

Mt 8, 23-27
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie.

A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!»

A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, powstawszy, zgromił wichry i jezioro, i nastała głęboka cisza.

A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»

Jeżeli chcesz, aby codzienne czytania były dostępne na Twojej stronie, umieść w niej następujący kod:

Wybierz dzień:

Paradygmat błazna z płonącego cyrku

ks. Jarosław Tomaszewski ks. Jarosław Tomaszewski

Jeśli uważnie poszukać, to pierwszy raz dramatycznej ikony clowna, który próbuje bezskutecznie przekonać dobrze ubawionych widzów, że cyrk płonie, użył w swej książce „The Secular City” amerykański protestancki teolog Harvey Cox. Przesłanie Coxa musiało być bliskie myśleniu Josepha Ratzingera, który do podobnego wątku wrócił zaraz w początkowych fragmentach swej wybitnej pozycji „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, podkreślając tragizm bezsilnej komunikacji między cywilizacją a Kościołem. Krótko mówiąc, w trakcie cyrkowego spektaklu błazen spostrzega, że płonie namiot, w którym dobrze bawi się licznie zgromadzona publiczność. Wykorzystuje więc ostatni moment. Po występach jakiegoś skoczka na linie postanawia wkroczyć wreszcie na arenę cyrku i zaczyna przestrzegać widzów, aby natychmiast zebrali się do ucieczki: cyrk lada moment stanie w płomieniach, a wszyscy obecni w nim zginą. Na widok krzyczącego clowna widownia zanosi się wręcz od śmiechu, podejrzewając, że ostrzeżenia błazna to dodana do programu komedia.

Kościół jest zbyt smutny i poważny – twierdzą współcześni moderniści, także ci z wnętrza wspólnoty i nie tylko – za dużo rozważa o grzechu, o możliwości potępienia się, na poważnie bierze te wszystkie sprawy wierności i czystości. To trzeba przecież unowocześnić, a ewangelię natychmiast podciągnąć kolorową szminką dobrego samopoczucia. Należy więc usunąć ze świątyń katechizmy i biblijne obrazy, a wnieść pluszowe myszki na kazanka, plecionki, wianki, tańce wokół ołtarza oraz śpiewane przez kaznodziejów naczelne szlagiery internetu. Ludzie zachodniej cywilizacji chcą się bawić, odpoczywać, konsumować, a nie myśleć albo męczyć. Gdy tylko zorientują się, że i Kościół dołączył do korowodu, wszyscy jak jeden mąż staną na progu świątyni. I nic z tego! To wielka bujda banału. Do świątyń dawnego Zachodu sprowadzono już przed laty elementy przyziemnej rozrywki, wyprowadzając z kolei prawie wszystkie znaki sakralnej powagi. Rzekomy ciężar doktryny, zastąpiono ideą łatwą, a głęboką duchowość – psychologizującym słowotokiem. I co? Puste ławki aż straszą.

Gdy wchodzi się w rozmyślanie pierwszego czytania na dziś, wręcz wszystkimi zmysłami duszy można dotknąć panoramy spalonej, cuchnącej swądem zgliszcz Sodomy i Gomory. Abraham spogląda na zniszczone miasta o poranku, dokładnie z miejsca, w którym przedtem modlił się do Pana (por. Rdz 19, 27-28). Nikomu nie jest tam do śmiechu. Nie pamiętam osobiście bardziej poważnego obrazu w całej historii biblijnej. Twarz patriarchy musi być skupiona. Myśli, wyprowadza wnioski. Ogarnia wszystko przenikliwym wzrokiem. Nie drgnie mu nawet jeden najmniejszy mięsień na twarzy. W doświadczenie kontemplacji nad zniszczoną Sodomą i Gomorą z księgi Rodzaju, wpisuje się równolegle brzemienna cisza z ewangelii na dziś (por. Mt 8, 26). To jest całkowicie dotykalna przestrzeń modlitwy wewnętrznej. Można stanąć wręcz w tej scenie pomiędzy panicznym wrzaskiem uczniów i kontrastem milczenia natury, kiedy Jezus jednym gestem uratował życie ludzi na chybotliwej łódce. I dlaczego nikt z dwunastu, podrzucanych dłuższy czas przez fale wzburzonego jeziora, jak zabawki, nie rechotał, udając rozbawionego brzdąca na huśtawce?

Powołaniem Kościoła nie jest ani pesymizm Kasandry, ani religijny casting do kabaretu. Katolicyzm jest dziś ostatnim, autentycznym świadkiem dramatu ludzkiej egzystencji. Dobrze przyjęta ewangelia, owszem, wypełnia ducha radością, na której oblicze nie da się jednak nanizać błazeńskiej maski histerycznego wesołka. Zdaj sobie wreszcie sprawę z powagi sytuacji. O sensie twojego życia decyduje odpowiedzialne podejście do kilku spraw podstawowych: do wiernych relacji, do życia moralnego oraz duchowego, do wyboru powołania, do ryzyka ewangelicznego heroizmu, do miłości ojczyzn – doczesnej i wiecznej, do sumienia i danego słowa. Albo więc przejmiesz pałeczkę odpowiedzialności, albo spalisz, drażniąc nozdrza dusznym odorem nicości.