Jeśli uważnie poszukać, to pierwszy raz dramatycznej ikony clowna, który próbuje bezskutecznie przekonać dobrze ubawionych widzów, że cyrk płonie, użył w swej książce „The Secular City” amerykański protestancki teolog Harvey Cox. Przesłanie Coxa musiało być bliskie myśleniu Josepha Ratzingera, który do podobnego wątku wrócił zaraz w początkowych fragmentach swej wybitnej pozycji „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, podkreślając tragizm bezsilnej komunikacji między cywilizacją a Kościołem. Krótko mówiąc, w trakcie cyrkowego spektaklu błazen spostrzega, że płonie namiot, w którym dobrze bawi się licznie zgromadzona publiczność. Wykorzystuje więc ostatni moment. Po występach jakiegoś skoczka na linie postanawia wkroczyć wreszcie na arenę cyrku i zaczyna przestrzegać widzów, aby natychmiast zebrali się do ucieczki: cyrk lada moment stanie w płomieniach, a wszyscy obecni w nim zginą. Na widok krzyczącego clowna widownia zanosi się wręcz od śmiechu, podejrzewając, że ostrzeżenia błazna to dodana do programu komedia.
Kościół jest zbyt smutny i poważny – twierdzą współcześni moderniści, także ci z wnętrza wspólnoty i nie tylko – za dużo rozważa o grzechu, o możliwości potępienia się, na poważnie bierze te wszystkie sprawy wierności i czystości. To trzeba przecież unowocześnić, a ewangelię natychmiast podciągnąć kolorową szminką dobrego samopoczucia. Należy więc usunąć ze świątyń katechizmy i biblijne obrazy, a wnieść pluszowe myszki na kazanka, plecionki, wianki, tańce wokół ołtarza oraz śpiewane przez kaznodziejów naczelne szlagiery internetu. Ludzie zachodniej cywilizacji chcą się bawić, odpoczywać, konsumować, a nie myśleć albo męczyć. Gdy tylko zorientują się, że i Kościół dołączył do korowodu, wszyscy jak jeden mąż staną na progu świątyni. I nic z tego! To wielka bujda banału. Do świątyń dawnego Zachodu sprowadzono już przed laty elementy przyziemnej rozrywki, wyprowadzając z kolei prawie wszystkie znaki sakralnej powagi. Rzekomy ciężar doktryny, zastąpiono ideą łatwą, a głęboką duchowość – psychologizującym słowotokiem. I co? Puste ławki aż straszą.
Gdy wchodzi się w rozmyślanie pierwszego czytania na dziś, wręcz wszystkimi zmysłami duszy można dotknąć panoramy spalonej, cuchnącej swądem zgliszcz Sodomy i Gomory. Abraham spogląda na zniszczone miasta o poranku, dokładnie z miejsca, w którym przedtem modlił się do Pana (por. Rdz 19, 27-28). Nikomu nie jest tam do śmiechu. Nie pamiętam osobiście bardziej poważnego obrazu w całej historii biblijnej. Twarz patriarchy musi być skupiona. Myśli, wyprowadza wnioski. Ogarnia wszystko przenikliwym wzrokiem. Nie drgnie mu nawet jeden najmniejszy mięsień na twarzy. W doświadczenie kontemplacji nad zniszczoną Sodomą i Gomorą z księgi Rodzaju, wpisuje się równolegle brzemienna cisza z ewangelii na dziś (por. Mt 8, 26). To jest całkowicie dotykalna przestrzeń modlitwy wewnętrznej. Można stanąć wręcz w tej scenie pomiędzy panicznym wrzaskiem uczniów i kontrastem milczenia natury, kiedy Jezus jednym gestem uratował życie ludzi na chybotliwej łódce. I dlaczego nikt z dwunastu, podrzucanych dłuższy czas przez fale wzburzonego jeziora, jak zabawki, nie rechotał, udając rozbawionego brzdąca na huśtawce?
Powołaniem Kościoła nie jest ani pesymizm Kasandry, ani religijny casting do kabaretu. Katolicyzm jest dziś ostatnim, autentycznym świadkiem dramatu ludzkiej egzystencji. Dobrze przyjęta ewangelia, owszem, wypełnia ducha radością, na której oblicze nie da się jednak nanizać błazeńskiej maski histerycznego wesołka. Zdaj sobie wreszcie sprawę z powagi sytuacji. O sensie twojego życia decyduje odpowiedzialne podejście do kilku spraw podstawowych: do wiernych relacji, do życia moralnego oraz duchowego, do wyboru powołania, do ryzyka ewangelicznego heroizmu, do miłości ojczyzn – doczesnej i wiecznej, do sumienia i danego słowa. Albo więc przejmiesz pałeczkę odpowiedzialności, albo spalisz, drażniąc nozdrza dusznym odorem nicości.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.