Tak często przygniatani jesteśmy różnymi sprawami i wydarzeniami w naszym życiu. Czasem nawet poddajemy się zwątpieniu i pesymizmowi. Tracimy nadzieję na lepsze jutro. Powoli godzimy się na własny los, w jarzmie i ciężarze nie do uniesienia. Z dzisiejszej Ewangelii możemy jednak zaczerpnąć nadzię. Jezus zaprasza nas do siebie, bo chce razem z nami dźwigać ciężar naszego życia. Jemu naprawdę zależy na nas.
Jezus jest realistą. Wie, że na tym świecie nie ma życia bez ciężaru, bez cierpienia, krzyża i umierania. Wcale też nie chce nas przekonać, że życie z Nim daje gwarancję beztroski i całkowitej swobody. Mówi przecież jasno, że Jego jarzmo jest słodkie, a ciężar lekki. To czego Jezus z pewnością chce nas nauczyć to przyjmowania krzyża, akceptacji tego jarzma, które przez życie nieść musimy i przed którym nigdy nie uciekniemy. Akceptacja i noszenie krzyża razem z Jezusem sprawiają, że jarzmo to staje się słodkie, a ciężar niesiony w dwóch staje się lżejszy.
Czy przychodzę do Jezusa zawsze, każdego dnia, czy tylko wtedy, gdy mam jakiś problem, z którym sobie nie radzę? Czy powierzam Jezusowi wszystkie moje zmartwienia i kłopoty, czy oddaje Mu również swoje radości i sukcesy? Czy powierzam Jezusowi każdego dnia całe swoje życie, wszystko czym jestem i co mnie stanowi?