Szokujące w tym fragmencie jest nie tylko to, że Jezus zdaje się przyrównywać Piotra do szatana, ale także to, że ta scena następuje bezpośrednio po tym, jak Piotr wyznał Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego, a Jezus pobłogosławił go, wiążąc z jego wiarą budowanie Kościoła i przekazując mu pieczę nad wspólnotą uczniów. By dobrze zrozumieć ten fragment, trzeba uważniej przyjrzeć się pojawiającej się w nim grze słów. Dosłowne tłumaczenie owego „Zejdź mi z oczu” brzmi nieco inaczej: „Odejdź za mnie” lub „Ustaw się za mną”. Tłumaczenie „Zejdź mi z oczu” jest również właściwe, bo właśnie, gdy ktoś staje za nami, tracimy go z oczu. Jezus zatem nie odrzuca Piotra, ale przypomina mu, gdzie jest właściwe dla niego miejsce.
Surowe napomnienie dotyczy tego, że Piotr próbuje stać się Jezusowym przewodnikiem i recenzentem Jego życiowych decyzji. Próbuje zająć miejsca kogoś, kto Jezusowi wyznacza drogę, podczas gdy powinno być dokładnie odwrotnie. Mówiąc wcześniej do Piotra: „Pójdź za mną” Jezus już wtedy wskazał mu jego właściwe miejsce: ma iść za Nim, a nie przed Nim. Jeśli staje przed Jezusem jako oceniający i wyznaczający rzekomo właściwą drogę, postępuje dokładnie tak, jak szatan w scenie kuszenia Jezusa, którą Mateusz opisał bardzo dokładnie na początku swojej Ewangelii (Mt 4,1-11). Wtedy szatan trzykrotnie próbował wyznaczyć Jezusowi drogę i podpowiadać sposób postępowania, kusząc łatwym i spektakularnym sukcesem oraz wolnością od cierpienia. Piotr – choć może w dobrej wierze – czyni to samo, a jego rada staje się jakby kontynuacją tamtej szatańskiej pokusy. Jezus musi mu to na nowo uświadomić.
Również w naszym życiu emocjonalne uniesienia religijne i żarliwe deklaracje wierności Bogu mogą sąsiadować z niezgodą na konkretną drogę, jaką On nam wyznacza. Owszem, chcemy by Bóg był obecny w naszym życiu, ale na naszych warunkach. Wydaje nam się, że Bóg musi realizować nasz scenariusz, bo przecież, jak twierdzimy, mamy tak dobre zamiary. Gdy tego nie robi, gdy chce nas prowadzić inną drogą, niż ta, którą uznajemy za optymalną, w sercu pojawia się uczucie rozczarowania i wyrzutu, a nawet buntu. Tymczasem to Jego wola powinna stanowić dla nas życiowy drogowskaz, nie nasze często ograniczone wyobrażenia. Zbyt łatwo wplata się w nie to, co wyłącznie ludzkie, a Boża perspektywa schodzi na dalszy plan.